O kłamstwach w polityce, dumie narodowej i roli Polski w Unii Europejskiej z prof. Janem Żarynem rozmawia Bogumił Łoziński.
Prof. Jan Żaryn startuje do Senatu z listy Prawa i Sprawiedliwości z okręgu obejmującego powiaty: działdowski, iławski, nowomiejski, ostródzki. Jest historykiem, b. doradcą prezesa IPN, profesorem UKSW oraz m.in. prezesem Stowarzyszenia „Polska Jest Najważniejsza”. Ma 53 lata. Jest żonaty, ma trójkę dzieci.
Bogumił Łoziński: Dlaczego intelektualista zdecydował się na wejście do zawodowej polityki i kandydowanie do Senatu?
Prof. Jan Żaryn: – Gdyż jestem przerażony tym, co dziś dzieje się w polskiej polityce. A ponieważ historia, którą zajmuję się zawodowo, pozwala oceniać współczesność, analizować różne wydarzenia, szczególnie te tworzące politykę, uważam, że jestem kompetentny do tego, aby zostać senatorem.
Co Pana przeraża w naszej polityce?
– Tragizm sytuacji polega przede wszystkim na tym, że prawda jako pewien przekaz komunikacji wewnątrznarodowej została naruszona przez wprowadzenie czegoś, co określam mianem projektu. Projekt może być zarówno kłamstwem, jak i prawdą, a społeczeństwo ma przyjąć do wiadomości, że politycy mają prawo z nim się komunikować zarówno przez kłamstwo, jak i przez prawdę. Taką metodę stosuje PO.
Jakiś przykład?
– Chociażby zabójstwo pracownika biura PiS Marka Rosiaka. Śmierć tego człowieka była niewątpliwie wynikiem nagonki na środowisko PiS. Tymczasem zaraz po tragedii Platforma wysłała Stefana Niesiołowskiego z przekazem do opinii publicznej, że on też mógł być ofiarą. Celem tego kłamstwa było zanegowanie jednoznacznej interpretacji tego zabójstwa jako konsekwencji nagonki na PiS.
Oczywistą prawdę zastąpiono kłamstwem, w efekcie dochodzi do braku komunikacji wewnątrz wspólnoty, a to z kolei powoduje niemożność odróżnienia tego, co jest przekazem rzeczywistym, od tego, co jest przekazem pozorowanym. Inny przykład to użycie aparatu państwowego do zwolnienia szefa CBA Mariusza Kamińskiego, gdy jego postawa naruszyła interesy partyjne PO. Jako powód zwolnienia podano kłamstwo, że to on złamał prawo, podczas gdy było odwrotnie. Innym kłamstwem było wmawianie społeczeństwu przez minister zdrowia Ewę Kopacz, że miejsce tragedii smoleńskiej zostało gruntownie przekopane, podczas gdy jeszcze długo znajdowano na nim szczątki samolotu, a nawet ofiar.
Te przykłady dotyczą PO. Czy ze strony innych partii, na przykład PiS, nie dostrzega Pan podobnych praktyk?
– PiS nie ma możliwości ich stosować, bo nie ma władzy. Państwo psują przede wszystkim ci, którzy nim przewodzą. I oni ponoszą odpowiedzialność.
A czy mówienie przez Antoniego Macierewicza, że rosyjscy kontrolerzy świadomie sprowadzali polskich pilotów na śmierć, choć nie wiemy, jakimi intencjami się kierowali, nie jest wprowadzaniem kłamstwa do komunikacji wewnątrznarodowej?
– Ja takiego sformułowania nie słyszałem. Panu Macierewiczowi często wkłada się w usta więcej, niż mówi.
To akurat powiedział na pewno, ale weźmy inny przykład: gdy Jarosław Kaczyński mówi, że „śląskość to zakamuflowana opcja niemiecka”, czy nie przekracza granicy prawdy w opisie rzeczywistości?
– Słowa Jarosława Kaczyńskiego były reakcją na dopuszczenie przez PO do samorządu śląskiego jako koalicjanta ludzi zainteresowanych rozdzieleniem śląskości od polskości. Śląskość rozumiana jako próba separatyzmu od polskości idzie w parze z niemiecką tradycją ekspansji na Wschód.
Bogumił Łoziński