Dlaczego Pan Bóg daje mniej powołań?

Po katolickich zakątkach internetu krążą fragmenty wywiadu z krajowym duszpasterzem powołań. Wymienia on szereg czynników, które sprawiają, że młodzi Polacy nie wstępują do seminariów, m.in. konsumpcyjny styl życia, wrogą postawę mediów, konformizm, presję "środowisk liberalnych", której przejawami są ceremonia otwarcia igrzysk w Paryżu oraz mówienie, że zwierzęta umierają, a nie zdychają, dyktaturę relatywizmu i wynikający z tego wszystkiego kryzys tożsamości.

We fragmencie podanym przez KAI brakuje elementów, które mnie osobiście wydają się dość istotne, jak choćby sposób, w jaki przez ludzi Kościoła były – i w wielu miejscach ciągle są – traktowane osoby skrzywdzone seksualnie i psychicznie przez księży, brak elementarnej wrażliwości, a czasem i zwykłej ludzkiej ogłady, u wielu przedstawicieli stanu duchownego. Choć stanowią oni, mam nadzieję, radykalną mniejszość, to wielu skutecznie zniechęcają do całości, nawet jeśli większość byłaby naprawdę porządnymi, uczciwymi i pobożnymi ludźmi. Nie potrzeba tu wcale wielkiej, złowrogiej propagandy. Wystarczą osobiste doświadczenia wielu osób.

Czy są jednak powody do paniki?

Sądzę, że nie. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Przede wszystkim podaż księży Pan Bóg reguluje w zależności od popytu w społeczeństwie. Spadek liczby praktykujących katolików w Polsce (będącej jednym z liderów, jeśli chodzi o szybkość sekularyzacji wśród młodzieży) sugeruje, że być może w tym momencie nie potrzeba tak wielu kapłanów. Może raczej potrzebujemy, żeby księża robili to, co należy do księży, a pozostali wierni przejęli obowiązki, do których wcale nie potrzeba święceń? Wydaje się, że intuicja synodalna papieża Franciszka powolutku zaczyna się sprawdzać również nad Wisłą. Rośnie liczba osób świadomie przeżywających swoją wiarę. Ludzie czytają, słuchają konferencji, formują się. Zaczynamy uświadamiać sobie, czym jest kapłaństwo powszechne.

Są rzeczy, w których księża są niezbędni. Bez prezbiterów nie ma Eucharystii. To kapłani są powołani do sprawowania sakramentu pojednania czy udzielania namaszczenia chorych. Ale powoli uczymy się, że choćby towarzyszenie duchowe z natury swojej jest charyzmatem świeckim. Oczywiście, towarzyszyć duchowo może również duchowny, ale to niekonieczna zbieżność funkcji.

Zupełnie niepojęty jest mechanizm funkcjonujący ciągle bodajże w większości diecezji, polegający na delegowaniu księży, zwłaszcza młodych, niejako z automatu do uczenia religii w szkole. Powołanie na księdza i na katechetę to dwa różne powołania. To wspaniałe, że wielu księży łączy w sobie te dwa powołania i że robi to znakomicie. Ale to raczej wyjątek niż reguła, bo wielu z nich po prostu nie ma talentu pedagogicznego. Może spadek liczby duchownych to dobra okazja, żeby uświadomić sobie, że statystycznie łatwiej znaleźć utalentowanych katechetów świeckich niż duchownych? 

Księża nie potrzebują być również budowniczymi i menedżerami. Może mniejsza liczba księży to dobry moment, żeby odpowiedzialnością za parafię podzielić się z innymi członkami Ludu Bożego? Efektem święceń nie jest wzrost umiejętności w komunikacji i zarządzaniu. Może lepiej, żeby niektórymi kwestiami zajęły się naprawdę kompetentne osoby świeckie?

W końcu coraz mniejszy prestiż i zaufanie społeczne do księży pomagają w naturalnym odsiewie kandydatów, którzy – mniej czy bardziej świadomie – w powołaniu do stanu duchownego widzieli łatwą ścieżkę do władzy i kariery. Osoby, które rozważają dziś zostanie księdzem, muszą mieć dzisiaj dużo głębszą i mocniejszą motywację dla swojej decyzji. Daleki jestem od naiwnej nadziei, że wraz z wyżej wymienionymi czynnikami nastąpi radykalny skok jakościowy. Ufam jednak, że zmniejsza się liczba konformistów i karierowiczów.

Nie chodzi o to, żeby się tanio pocieszać, ale liczby naprawdę nie są wyznacznikiem jakości. Pierwsi chrześcijanie byli garstką ludzi, którzy wzięli na serio prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i w ten sposób przemienili praktycznie cały ówczesny świat. Może czasy, w których żyjemy, są zaproszeniem od Pana Boga, żeby zostawić stare lęki i skupić się na tym, co naprawdę istotne w chrześcijaństwie? Żeby dzielić się w Kościele odpowiedzialnością zamiast walczyć o władzę? Daj Boże, żebyśmy zechcieli z tego zaproszenia skorzystać.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dominik Dubiel SJ Dominik Dubiel SJ Jezuita, muzyk. Absolwent filozofii na jezuickiej Akademii Ignatianum, Edukacji artystycznej na Akademii Muzycznej w Krakowie i teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.