Zwykli ludzie płacą za bezlitosne starcie rozgrywające się między dwoma generałami roszczącymi sobie prawo do władzy.
Mimo że kolejna odsłona wojny w Sudanie trwa już rok, dla świata pozostaje to wciąż zapomniany konflikt. „Życie w kraju spustoszonym wojną jest dramatycznie ciężkie. Kościół stara się trwać u boku cierpiącej ludności” – mówi watykańskim mediom pracujący w tym afrykańskim kraju misjonarz. Ze względu na bezpieczeństwo swoje i parafian prosi o zachowanie anonimowości.
Misjonarz podkreśla, że zwykli ludzie płacą za bezlitosne starcie rozgrywające się między dwoma generałami roszczącymi sobie prawo do władzy. W konsekwencji 7 mln ludzi musiało opuścić swoje domy, a w kraju trwa największy kryzys humanitarny w historii.
„Jako Kościół, naszym wyborem jest teraz pomagać, towarzyszyć, pozostać z naszymi chrześcijanami, aby pomóc im w tych trudnych czasach” – mówi misjonarz pracujący 400 km od Chartumu. Dodaje, że sytuacja jest trudna. Na miejscu jest coraz mniej księży i sióstr zakonnych. Coraz więcej Sudańczyków marzy o ucieczce do sąsiednich krajów, czy nawet do Europy. „Zarówno chrześcijanie, jak i muzułmanie próbują uciec jak tylko mają taką szansę” - mówi. Wielu ucieka przez pustynię do Libii. „Mieliśmy doniesienia o chrześcijanach umierających w drodze do Libii” – wyznaje. Dodaje, że obecność misjonarzy jest dla ludzi dowodem na to, że Bóg nie opuścił Sudańczyków w tym trudnym momencie.
Międzynarodowe organizacje pomocowe nie są w stanie stawić czoło temu największemu w Afryce kryzysowi humanitarnemu. Nie ma wystarczającej ilości pieniędzy, aby wesprzeć ludność Sudanu. W ubiegłym roku projekt ONZ został sfinansowany przez darczyńców tylko w połowie. W bieżącym roku sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna. Uzyskano jedynie 5 proc z wnioskowanych prawie 4 mld euro.