Minister obrony Bogdan Klich komentując w środę uniewinnienie żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Afganistanie powiedział, że wierzył, iż żołnierze są niewinni, a ostrzał cywilów był błędem, a nie przestępstwem.
"Bardzo się cieszę z tego wyroku, sprawiedliwości stało się zadość. Wierzyłem w niewinność naszych żołnierzy, a po rozmowie z ich przełożonym amerykańskim pułkownikiem Schweitzerem (dowódcą amerykańskiej grupy bojowej, której podlegał polski kontyngent - PAP) byłem przekonany, że tak rzeczywiście było, to znaczy, że był to błąd, a nie przestępstwo" - powiedział Klich dziennikarzom.
"Można powiedzieć, że dzisiaj przed sądem został obroniony honor żołnierza polskiego, to najważniejsze, co wynika z dzisiejszej sentencji" - dodał.
Wyraził przekonanie, że sprawa Nangar Khel, która była trudna dla sił zbrojnych, przyczyniła się do zmian prawnych - wprowadzenia przepisów o finansowaniu pomocy prawnej i o użyciu broni na misjach zagranicznych.
Przypomniał, że tuż po objęciu funkcji przyznał żołnierzom oskarżonym za ostrzał afgańskiej wioski prawo do finansowania przez MON kosztów obrony. "Takiej zasady nie było w polskim prawie, żołnierz stawał przed sądem, a wcześniej przed prokuraturą, podwójnie bezbronny, także dlatego, że resort obrony nie finansował pomocy prawnej" - powiedział.
Dodał, że od początku stycznia bieżącego roku obowiązuje znowelizowana ustawa o udziale polskich kontyngentów w misjach zagranicznych, w której "precyzyjnie określono sytuacje, kiedy żołnierz może użyć broni - nie tylko w samoobronie, ale także wyprzedzająco, to znaczy w przypadku, kiedy żołnierz bądź jego przełożony uzna, że naszym siłom zbrojnym za granicą może grozić jakieś niebezpieczeństwo".
"To rozszerza zakres bezpieczeństwa naszych żołnierzy w kontyngentach wojskowych w misjach zagranicznych" - ocenił szef MON.
W środę Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił wszystkich siedmiu oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel. Sąd uznał, że brakuje wystarczających dowodów, by wydać wyrok skazujący.
Wspomniany przez Klicha płk Martin Schweitzer dowodził amerykańską 4. grupą bojową, której wtedy podlegał polski kontyngent w Afganistanie. Wyrażał opinię, że ostrzał wioski i spowodowanie śmierci kilkorga jej mieszkańcowi było błędem, nie zbrodnią. Prokuratura nie uznała za konieczne przesłuchania Schweitzera uznając, że ze zdarzeniem nie mają związku żołnierze amerykańscy; podkreślano też, że gdy doszło do ostrzału, pułkownik był na urlopie.(PAP)
brw/ bos/ gma/