– Jestem generał Ratko Mladić. Niczego się nie bójcie, nikt wam krzywdy nie zrobi. Tak dowódca bośniackich Serbów mówił do muzułmańskich kobiet pod Srebrenicą. Kilka dni później ich mężowie, synowie i bracia zginęli od kul żołnierzy Mladicia.
To był lipiec 1995 roku. Wojna na Bałkanach, na oczach Europy i świata, już dawno przerodziła się w etniczną rzeź. Każda ze stron konfliktu po rozpadzie Jugosławii miała coś na sumieniu. Również bośniaccy Serbowie zamieszkujący część Bośni i Hercegowiny. Srebrenica stała się symbolem największego ludobójstwa po II wojnie światowej – około 8 tysięcy muzułmańskich mężczyzn i chłopców rozstrzelanych przez Serbów. To m.in. za to Międzynarodowy Trybunał ds. Zbrodni ścigał w byłej Jugosławii przywódcę bośniackich Serbów Radovana Karadżicia i bezpośredniego wykonawcę jego polityki czystek etnicznych gen. Ratko Mladicia. Pierwszy został aresztowany w 2008 roku. Mladić – w ubiegłym tygodniu, zaledwie 100 km od stolicy Serbii, Belgradu. To ostatni warunek, jaki w kwestii wojennej przeszłości musiała spełnić Serbia, żeby popchnąć do przodu negocjacje członkowskie z Unią Europejską. Tymczasem Mladić twierdzi, że z masakrą w Srebrenicy nie ma nic wspólnego. Dla wielu Serbów zresztą pozostaje bohaterem narodowym. W Belgradzie po aresztowaniu generała demonstrowało 10 tys. jego zwolenników.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina