Tuż przed inscenizacją obrony klasztoru w kościele kończył się ślub. Żołnierze w mundurach sprzed 180 lat poinformowali pana młodego, że zostaje wcielony na 25 lat służby do artylerii
Pod klasztorem bernardynów w Ostrołęce ośmiu artylerzystów w mundurach z 1831 r. wytacza na ulicę armatę. Mają zielono-białe mundury, a na wysokich czakach polskie orły, siedzące na skrzyżowanych lufach armatnich. Starzy artylerzyści wymieniają ostatnie uwagi przed śmiertelnym bojem o Ostrołękę. – Zamknięty samochód? – Zamknięty. – Dobra, to idziemy. Na inscenizację bitwy pod Ostrołęką z powstania listopadowego przyjechało do Ostrołęki 350 pasjonatów w barwnych mundurach z 1. połowy XIX wieku. Ponad 150 z nich przyjechało zza wschodniej granicy: z Rosji, Białorusi i Litwy. Stawiło się nawet dziewięciu Węgrów. – Pod Ostrołęką sławę zdobył polski generał Bem, który 17 lat później uratował Węgrów od wielkiej klęski. My go nazywamy „Tata Bem”. Węgiersko-polska przyjaźń jest też dzięki niemu – tłumaczy Gyula Szekeres, dyrektor muzeum z węgierskiego miasta Hajdùböszörméng. Razem z nim przyjechali m.in. stolarz Imre i listonosz Zsolt, a także informatyk i student.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak, zdjęcia Jakub Szymczuk