Piętnastolatek z Piekar Śląskich, któremu 17 kwietnia stadionowi bandyci mieli rzekomo pociąć twarz, prawdopodobnie poranił się sam. Prokuratura skieruje do sądu rodzinnego wniosek o ukaranie chłopaka za składanie fałszywych zeznań.
Jak powiedział PAP szef piekarskiego ośrodka zamiejscowego Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach prok. Janusz Sochacki, podczas kolejnego przesłuchania w obecności psychologa 15-latek zeznał, że napadu nie było.
O zwrocie w sprawie napisał wtorkowy dodatek regionalny "Gazety Wyborczej".
Głośna w regionie sprawa była komentowana jako przejaw eskalacji przestępczej działalności stadionowych bandytów. Według pierwotnych zeznań 15-letniego ucznia miejscowej szkoły specjalnej, 17 kwietnia w drodze do szkoły trzech ok. 20-letnich bandytów napadło go i okaleczyło mu twarz. Do zdarzenia miało dojść na uczęszczanej ulicy Jana Pawła II na Osiedlu Wieczorka - w rejonie dworca komunikacji miejskiej.
Zakrwawiony chłopak dotarł do szkoły, tam wezwano policję. Na twarzy miał wycięte litery "HKS" i "R", kojarzące się z chorzowskim Ruchem, oraz "PS" - skrót Piekar Śląskich. Sam 15-latek deklarował, że jest kibicem zabrzańskiego Górnika.
Policjanci pokazali chłopakowi zdjęcia miejscowych kibiców Ruchu. Gdy wskazał jednego z nich, 20-latek został zatrzymany i okazany mu przez lustro weneckie. 15-latek nie potwierdził jednak, że to jeden z napastników. Zatrzymany został zwolniony do domu. Również przy innych fotografiach chłopiec deklarował, że rozpoznaje sprawcę, a potem wycofywał się.
Dochodzenie ws. napadu prowadzono na dużą skalę. Powołano nadzorowaną przez wiceszefa śląskiej policji grupę operacyjną, którą wspomagali policjanci z komendy wojewódzkiej. Wobec zmiennych informacji chłopaka, policjanci nie byli w stanie posunąć sprawy do przodu. Dodatkowo kamery monitoringu zainstalowane w pobliżu rzekomego miejsca napadu, nie zarejestrowały niczego, co mogłoby potwierdzić jego przebieg.
Uczestniczący w przesłuchaniach 15-latka psycholog już na wstępnym etapie ocenił, że chłopak ma skłonności do konfabulacji - po zwolnieniu pierwszego wskazanego przez niego podejrzewanego następnych już nie zatrzymywano. W końcu nastolatek przyznał, że napadu nie było - nie powiedział jednak dotąd, dlaczego skłamał i czy w poranieniu twarzy ktoś mu pomagał.
Prowadzący śledztwo w sprawie napadu policjanci i prokuratorzy wkrótce je umorzą. Do sądu rodzinnego skierują natomiast wniosek o ukaranie 15-latka za składanie fałszywych zeznań. Wskazują, że na razie nie mają podstaw, by sądzić, że chłopak mógł zmienić zeznania o napadzie, bo np. został zastraszony.
"Nie wiemy, które zeznania są prawdziwe - czy jedne, czy drugie; czy będzie jeszcze jakaś trzecia wersja tego zdarzenia. Pomoże w tym na pewno przygotowywana opinia biegłego psychologa, który oceni zdolność do postrzegania faktów przez tego nieletniego. Trudno cokolwiek na dziś powiedzieć odnośnie wiarygodności jego zeznań. Są po prostu niewiarygodne" - ocenił prok. Sochacki.
Zdaniem prokuratora dobrze się stało, że po rzekomym zdarzeniu wszczęto śledztwo na tak dużą skalę. "Informacja była wiarygodna na początkowym etapie. Gdyby policja nie zareagowała, byłoby jeszcze gorzej" - wskazał prok. Sochacki.