O talerzu skrzywdzonych, reakcjach biskupów i swojej relacji do Kościoła mówi Tośka Szewczyk.
Agnieszka Huf: W swoim wpisie na Facebooku bp Artur Ważny zademonstrował „talerz skrzywdzonych”, który przekazał biskupom na listopadowym posiedzeniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski. Czym jest ten talerz, co symbolizuje?
Tośka Szewczyk: Talerz skrzywdzonych to inicjatywa wywodząca się z trzech źródeł, którymi są Monika Białkowska, o. Tomasz Biłka i ja. Chcieliśmy zwrócić się do biskupów i pokazać im, jak czują się osoby doświadczone wykorzystaniem seksualnym w Kościele. To czarny talerz, z którego wystają ciernie – nie są wymierzone w biskupów, tylko pokazują, jakie kolce godzą w nas, kiedy próbujemy składać swoje życie z kawałków. To jest talerz, z którego nie da się jeść, a przecież do tego służą talerze… Towarzyszył mu list; chciałam, żeby wybrzmiały w nim nasze – skrzywdzonych – odczucia, ale także zaproszenie do relacji, wyciągnięta ręka. Został wysłany do wszystkich biskupów przed posiedzeniem, ale wiem, że niektórzy przeczytali go dopiero po spotkaniu. Oprócz tego umieściliśmy go w formie listu otwartego w mediach. Na sesję plenarną episkopatu dostarczył go biskup Artur Ważny.
Dlaczego akurat talerz? Ta symbolika nie kojarzy się raczej z wykorzystaniem.
Zaczęło się w marcu zeszłego roku od emisji dokumentu „Bielmo” Marcina Gutowskiego. Pokłosiem produkcji było zarówno dużo ataków na Jana Pawła II, jak i głosów broniących go, bo film dotyczył także jego domniemanych zaniedbań względem przemocy seksualnej, której mieli się dopuszczać jego podwładni z czasów krakowskich. Ja i wielu innych skrzywdzonych po emisji tego materiału czuliśmy się źle – chwiały nam się fundamenty, trudno nam było się odnaleźć. Na ten czas przypadła akurat sesja plenarna Konferencji Episkopatu Polski, który zajął się tematem Jana Pawła II, wydając oświadczenie o jego świętości i wielkości, jednocześnie pomijając w narracji osoby skrzywdzone, widoczne na filmie. Nikt się do nas nie zwrócił, nikt nie zainteresował się tym, co przeżywają ofiary. Wtedy pierwszy raz wystąpiłam pod pseudonimem Tośka Szewczyk, pisząc „List do samej siebie”. Odkryłam w sobie ogromną potrzebę, żeby zwrócił się do mnie mój Kościół.
Kościół, czyli hierarchowie?
Tak. Żeby biskupi odezwali się do nas, skrzywdzonych: „kochani skrzywdzeni, jesteśmy z wami, wiemy, że ten dokument mógł wywołać w Was ból”. Ale to się nie wydarzyło. Zapowiedziano za to wówczas utworzenie komisji, mającej zbadać przypadki wykorzystania seksualnego w Kościele od 1945 roku. Dlatego czekaliśmy na kolejną sesję plenarną KEP, licząc, że pojawią się na niej jakieś dalsze informacje. Przyszedł czerwiec, sesja. Odświeżałam internet co godzinę, czekając na relacje z obrad. Ale ten temat się nigdzie nie pojawił. Został zupełnie pominięty, za to ukazały się informacje, że biskupi odprawili Mszę w intencji Mikołaja Kopernika i że dostali… talerz – gest Episkopatu Ukrainy, który był wyrazem wdzięczności dla Kościoła w Polsce za pomoc w czasie wojny.
Ten talerz Cię poruszył?
On był naprawdę piękny i nie mam nic przeciwko, że został wręczony – to dobry symbol wdzięczności. Ale to, jak talerz eksponowanowano na konferencji prasowej, w zestawieniu z tym, o czym milczano, było dla nas absurdem. Mieliśmy poczucie, że przegraliśmy z Mikołajem Kopernikiem i talerzem – dla nas zabrakło miejsca na KEP. I wtedy zrodził się pomysł, żeby także wysłać biskupom talerz. Zaprojektował go o. Tomasz Biłka OP, wykonały Anna Bogdanowicz i Zuzanna Surma z pracowni Bosu. Nie da się z niego jeść, a przecież do tego służą talerze.
Talerz skrzywdzonych. fot. o. Tomasz Biłka OPJak zareagowali biskupi?
Dostałam odpowiedź na list i zaproszenie do spotkania od dziewięciu z nich. I to były naprawdę dobre rozmowy, miałam wrażenie, że próbowaliśmy się wzajemnie usłyszeć. Podsumowanie z tych spotkań opublikowałam później na portalu Więź.pl. Kilka innych kurii odpisało, że list dotarł, dwóch biskupów odezwało się, żeby wyrazić swój sprzeciw. Pisali do mnie świeccy – zarówno ci zadowoleni z naszego działania, jak i ci niezadowoleni. Niektórzy zarzucali, że to, co zrobiliśmy, było zbyt łagodne, a inni – że zbyt brutalne. Odpisywałam im wszystkim, że na każde z proponowanych przez nich działań jest miejsce w Kościele i jeśli Pan Bóg ich wzywa, żeby działać ostrzej albo łagodniej, to ja będę im kibicować, a sama będę robić to, do czego – jak wierzę – mnie zaprosił.
Jak się poczułaś, widząc na Facebooku post bp. Ważnego, który udostępnił zdjęcie z momentu, kiedy podczas listopadowego posiedzenia KEP pokazuje talerz biskupom?
Metaforycznie: poczułam się, jakbym wynurzyła się na chwilę z jakiegoś bagna i wzięła głęboki oddech. Rodzaj ulgi i wdzięczności. Tak jednoznaczne i odważne zabieranie głosu było jednym z tematów, jakie pojawiały się w czasie moich rozmów z biskupami. Więc na widok tego zdjęcia pomyślałam, że zadziało się to, czego tak bardzo potrzebowaliśmy: pewnego rodzaju „hierarchiczne uprawomocnienie” sprzeciwu, który rodził się w wielu świeckich katolikach i „szeregowych” księżach. Dostaliśmy jasną deklarację ze strony biskupa: jestem z wami, też się na to nie zgadzam. Episkopat przestał być monolitem mówiącym jednym głosem, a raczej milczącym jedną ciszą. I to jest w jakiś sposób przełomowe.
Jako nastolatka zostałaś wielokrotnie wykorzystana seksualnie przez księdza, potem kolejnych ran doświadczałaś od Kościoła, kiedy zdecydowałaś się ujawnić swoją krzywdę. Jaki jest teraz Twój stosunek do Kościoła? Co Tobą kieruje, kiedy występujesz jako Tośka Szewczyk?
Tak jak napisałam w swojej książce „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności”: kocham Kościół. Kościół jest moim domem i dlatego tak bardzo mi na nim zależy. I chyba dlatego tak bardzo mnie boli, kiedy dzieje się w nim zło. I to, o co zdecydowałam się i próbuję walczyć, to żeby ten dom był Jezusowy, zgodny z Ewangelią. Żeby jakoś zbliżał się do bycia tym, jakim wymarzył go sobie Chrystus. A stanie się taki, kiedy będzie stawał po stronie najmniejszych, ubogich. Kiedy będzie stawał w prawdzie. Kiedy będzie wybierał miłosierdzie i troskę ponad sztywnymi przepisami prawa. Kiedy będzie przede wszystkim widział człowieka – z całym jego bólem i całym jego pięknem. I jeśli pytasz, czy chcę się zemścić na Kościele za to, co się wydarzyło w mojej przeszłości – absolutnie nie. Oczywiście nie jestem wolna od złości związanej z moją krzywdą: czy z tą dotyczącą wykorzystania, czy z „dokrzywdzaniem” na kolejnych etapach procesu kanonicznego. Ale bardzo staram się ukonkretniać „obiekty” mojej złości i nazywać po imieniu tych, na których się złoszczę, żeby nie odgrywać się na całym Kościele. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym chcieć zniszczyć Kościół, który jest moim jedynym i najukochańszym domem, zniszczyć Kościół, w którym mam mnóstwo dobrych doświadczeń – mimo że w nim wydarzyło się też największe zło w moim życiu. Ale moje działania – choć oczywiście nie wszystkie muszą być idealne – podejmuję ze względu na Kościół, a nie przeciwko niemu.
Tośka Szewczyk – pseudonim osoby wykorzystanej seksualnie przez duchownego, prawdziwe imię i nazwisko znane jest autorce rozmowy. Autorka wydanej przez Wydawnictwo Więź książki „Nie umarłam. Od krzywdy do wolności”.
Zobacz też:
Agnieszka Huf