O wielkopostnej tradycji kościołów stacyjnych w Rzymie i w Polsce oraz o swoich ulubionych rzymskich świątyniach stacyjnych mówi Hanna Suchocka.
Beata Zajączkowska: Jak Pani odkryła tradycję kościołów stacyjnych?
Hanna Suchocka: Paradoksalnie nie dzięki rzymianom, ale Amerykanom, którzy zrewitalizowali tę zapomnianą tradycję. I chociaż w Rzymie mieszkałam od 2001 r., to przez pierwsze lata nie wiedziałam, że istnieje taki zwyczaj. Opowiedział mi o tym ambasador USA Jim Nicholson, który wraz z grupą księży i kleryków studiujących w Papieskim Kolegium Północnoamerykańskim kultywował tę wielkopostną praktykę. A ponieważ brali w tym udział głównie studenci, to w Wielkim Poście każdego dnia o poranku kościoły stacyjne zapełniały się młodymi ludźmi. W ten sposób odtworzyli mocno już przykurzony zwyczaj, który przy szybko postępującej sekularyzacji zostałby pewnie zupełnie zapomniany. Właśnie od Amerykanów dostałam listę kościołów i kilka praktycznych informacji. I tak w 2004 roku po raz pierwszy odbyłam tę wielkopostną pielgrzymkę. Zaczynała się ona codziennie Mszą o godzinie 7 rano. W pierwszym roku było to dla mnie duże wyzwanie. Codziennie wieczorem musiałam na mapie Rzymu odnaleźć kolejny kościół stacyjny i drogę do niego. Czułam się, jakbym na nowo zaczęła poznawać to miasto. Na początku chodziłam na te Msze sama, z czasem zebrała się grupa i chodziliśmy już razem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska