Zofia i Antoni. To najpopularniejsze imiona nadawane dzieciom nad Wisłą w ubiegłym roku. A imię to – wedle Biblii – tożsamość. Za każdym z nich kryje się fascynująca historia.
Czyżby Bóg z nich szydził? Rodzice „największego z proroków”, Jana Chrzciciela, mieli prawo czuć rozczarowanie. Zachariasz, któremu „ukazał się anioł Pański, przeraził się na ten widok i strach padł na niego”. Po jego wizycie zamilkł. To milczenie jest bardzo ludzką reakcją na tajemnicę. – Bohaterowie tej ewangelicznej perykopy mają ciekawe imiona – zauważa ks. dr Krzysztof Porosło. – Zachariasz oznacza „Bóg pamięta”, zaś Elżbieta – „Bóg jest moją pełnią”. W pierwszym momencie może się jednak wydawać, że są one wyrazem szyderstwa. Przecież doświadczenie Zachariasza jest inne. Mogło mu się wydawać, że Bóg o nim zapomniał, gdyż jest już w podeszłym wieku i ciągle czeka na potomka. Elżbieta mogła wcale nie czuć się wypełniona, bo doświadczyłaby tego wtedy, gdyby jej łono zostało wypełnione dzieckiem. A jednak ich imiona nie są wyrazem kpiny, ale opisują najgłębszą tożsamość obojga i ich ukierunkowanie na Boga. Mówią o tym, co oboje przeżywają w głębi serc, mimo że okoliczności zewnętrzne wskazują na coś odwrotnego. Zachariasz nosi w sobie obraz Boga, który jest wierny. Świadczy o tym fakt, że wciąż się modli, że nie porzuca relacji z Nim. Kiedy w przybytku spotyka anioła, słyszy przecież: „Wejrzał Bóg na twoje wołanie, na twoją modlitwę”. To jest odpowiedź na jego modlitwę. Stał się niemy, ponieważ nie uwierzył aniołowi. Zrodziły się w jego sercu wątpliwości, niedowierzanie – to prawda. Ale się modlił!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz