Chociaż „Georgia ma się dobrze” porusza temat poważny, w filmie nie brakuje humoru i optymizmu.
Po śmierci matki 12-letnią Georgie nie ma kto się zająć. Zaraz po urodzeniu jej ojciec zniknął. Georgia jest samodzielna, ale jest przecież dzieckiem i cały czas tęskni za mamą, której śmierć pozostawiła ją w pustce.
„Myślę, że zawsze możemy się czegoś nauczyć od dzieci. Sposobu, w jaki radzą sobie z problemami… Wydaje mi się, że znalazłam coś w naszej głównej bohaterce, Georgie, wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowałam. Gdy żegnałem się z niektórymi z osób, które kochałam najbardziej na świecie” – mówiła w jednym z wywiadów reżyserka, Charlotte Regan. Żałoba i smutek po stracie najbliższych to temat na który w naszej kulturze jest coraz mniej miejsca.
Dziewczynką zaczyna się interesować się opieka społeczna. Jednak Georgie nie chce pójść do domu dziecka czy rodziny zastępczej. W oryginalny sposób wprowadza w błąd opiekę społeczną udając, że wychowuje ją mieszkający z nią wujek. Ale jak długo może trwać taka mistyfikacja? To nie może się dobrze skończyć. I nagle w w drzwiach jej mieszkania pojawia się młody mężczyzna, który twierdzi, że jest jej ojcem. Film doskonale oddaje etapy relacji pomiędzy córką i kompletnie nie przygotowanym do ojcostwa młodym człowiekiem.
W czasie seansu nasuwają nam się skojarzenia z innym filmem, który znalazł się w naszych kinach, czyli „Cichą dziewczyną”. Są bardzo różne, ale oba opowiadają o więzach jakie łączą je z rodzicami.
Zobacz też:
Edward Kabiesz