W najnowszym „Gościu Niedzielnym”: O duchowych potrzebach i oczekiwaniach młodzieży
Zapraszamy również do wnętrza kolegiaty w Zamościu.
W najnowszym "Gościu Niedzielnym" nr 35/2023 Gość Niedzielny
Jaka jest sytuacja szkolnej katechezy? Jakie będą jej dalsze losy? Co na ten temat mówią katecheci? Franciszek Kucharczak analizuje nauczanie religii w szkołach i zastanawia się nad przyszłością tego przedmiotu. „Religii w szkole ciągle ktoś nie lubi. I nie chodzi o uczniów, bo oni z natury za szkołą nie przepadają. Nauczanie o sprawach wiary chrześcijańskiej w szkole od dziesięcioleci budzi największy sprzeciw u tych, którzy chcieliby nauczać dzieci i młodzież czegoś zupełnie innego. Przerabialiśmy to w latach słusznie minionych, gdy reżim PRL wyprowadził religię ze szkół. Było to ze strony komunistów logiczne: bez urobienia ideologicznego młodego pokolenia nie sposób zdobyć rząd dusz. A jak to zrobić, gdy młodzi w tej samej państwowej instytucji, jaką jest szkoła, otrzymują sprzeczne komunikaty – z jednej strony są ateizowani, a z drugiej katechizowani? Podobny dylemat pojawia się zawsze, gdy władza, zamiast służyć narodowi, chce mu narzucać” – pisze autor.
Ponadto w numerze:
O radzeniu sobie ze stresem związanym z początkiem roku szkolnego i wszechstronnych kompetencjach mam w rozmowie z Magdaleną Dobrzyniak mówi Dorota Bojemska, przewodnicząca Rady Rodziny przy Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej, członek Krajowej Rady Związku Dużych Rodzin 3+. Żona, mama trzech córek i pięciu synów.
„Potrzebna jest kontrrewolucja matek. Potrzebne jest podniesienie prestiżu ich roli, ich pracy – także tej w domu – i tego, co wnoszą w społeczeństwo. Kobiety tracą tożsamość matek, gubią się i wątpią, czy to jest zadanie warte życia. Co im przynosi macierzyństwo? Dziś przynosi im często niezrozumienie, osamotnienie, poczucie wypadnięcia z gry. W Czechach, gdzie jest wyższa dzietność, społeczeństwo docenia pracę matek w domu i kwestie rodzinne. U nas praca zawodowa jest na pierwszym planie. To takie przeciąganie liny między postawą nastawioną na pracę i karierę a aktywnością ukierunkowaną na rodzinę. Nasze nastawienie jest trochę spowodowane wspomnieniami z lat 90., kiedy było wysokie bezrobocie i utrata pracy wiązała się ze zubożeniem. Dzisiaj tego nie mamy, ale mocno w nas siedzi przekonanie, że praca jest najważniejsza. Dodajmy do tego przekaz wmawiający kobietom, że ich samorozwój jest najważniejszy. To wielkie oszustwo, bo samorozwój to również macierzyństwo” – mówi Dorota Bojemska.
Zainicjowane przez św. Josemaríę Escrivę de Balaguera Opus Dei kilka razy zmieniało status prawnokanoniczny. Teraz czeka je zapewne kolejna reforma, ponieważ papież Franciszek zmienił przepisy dotyczące prałatur personalnych. Jakub Jałowiczor sprawdza, czy – jak wieszczą niektórzy – istnieje realne zagrożenie końca Dzieła.
„W pierwszych latach istnienia Opus Dei funkcjonowało jako stowarzyszenie działające w diecezji madryckiej. Od lat 40. zaczęło rozwijać się poza Hiszpanią (początkowo we Włoszech i Portugalii), co wymagało nowej formy. W 1950 roku papież Pius XII uznał Dzieło za instytut świecki. Status podobny do zakonu nie do końca pasował do wspólnoty, której większość członków stanowią świeccy. Soborowy dekret ‘Presbyterorum ordinis’ z 1965 roku umożliwił tworzenie prałatur personalnych. Opus Dei otrzymało taką formę, ale dopiero 17 lat później. Nie dożył tego zmarły w 1975 roku Josemaría Escrivá.
Dokument soboru zezwala na tworzenie różnych prałatur personalnych, ale dotychczas Dzieło jest jedyną. Forma ta porównywana jest z diecezją, ale nie funkcjonuje na określonym terytorium, lecz dotyczy konkretnych osób mieszkających w różnych krajach. Należący jednak do niej ludzie nie przestają być członkami swojej lokalnej diecezji. Jeśli np. zawierają ślub albo chrzczą dziecko, będzie to odnotowane w zwykłych księgach parafialnych, a nie w jakiejś dokumentacji Opus Dei” – tłumaczy autor.
O młodych szukających głębi, emocjach na modlitwie i duchowym wiosłowaniu lub płynięciu z wiatrem w rozmowie z Agnieszką Huf mówi o. Paweł Kowalski SJ, jezuita, duszpasterz Wspólnoty Mocni w Duchu, duszpasterz akademicki.
„Kiedy zastanawiałem się, jak ma funkcjonować duszpasterstwo akademickie i pytałem studentów, czego oni pragną, przeważały dwie odpowiedzi: wspólnota i głębia. Gdy młody człowiek idzie na studia, często trafia do obcego miasta i szuka środowiska rówieśniczego. Idzie w imprezy albo trzyma się z tymi, którzy grają w gry. Ale zdarza się, że szuka wspólnoty, która będzie w stanie dać mu wzrost i przyjaźń. Bo wspólnota to coś więcej niż grupa ludzi o podobnych zainteresowaniach. Drugą rzeczą jest głębia. Dziś bardzo łatwo zaspokoić swoje potrzeby intelektualne, w internecie jest dużo różnych treści. Pewnie dlatego mamy aktualnie kryzys rekolekcji – ludzie nie przychodzą posłuchać jakiegoś duszpasterza, bo w sieci znajdą wiele ciekawszych kazań, bywa, że lepiej wygłoszonych. Jest jednak jakaś głębia, której internet nie jest w stanie dać. I tej głębi młodzi szukają. Nie chcą czegoś, co im tylko zajmie czas, bo oni ten czas mają bardzo mocno wypełniony – praca, korepetycje, szkoła, akademik, dojazdy. Chcą czegoś, co ich poprowadzi głębiej. W moim duszpasterstwie bardzo szybko rozwijała się grupa, w której spotkania polegały na adoracji i 45-minutowej medytacji ignacjańskiej, zakończonej grupami dzielenia. Ludzie chcieli być razem i zanurzać się w modlitwie” – mówi duszpasterz.
O agresji „kilmatystów”, o Pachamamie i nieporozumieniach w kwestii troski o ziemię mówi o. dr Stanisław Jaromi OFM Conv, doktor filozofii i magister ochrony środowiska, od prawie 40 lat zaangażowany w chrześcijańską aktywność ekologiczną, wieloletni delegat franciszkanów ds. sprawiedliwości, pokoju i ochrony stworzenia, przewodniczący Ruchu Ekologicznego św. Franciszka z Asyżu – REFA i szef portalu www.swietostworzenia.pl.
„Lekceważenie troski o nasz wspólny dom w imię spraw ducha jest odległe od współczesnej teologii katolickiej. To jest spirytualizacja naszego istnienia, a przecież nie jesteśmy tylko duchem, ale też materią, ciałem. Dobitnie pokazała to pandemia. Kiedy chorowaliśmy, chorowały też wspólnoty Kościoła, chorowały parafie, diecezje, a skutki tej choroby widzimy do dzisiaj. Kwestionowanie zaangażowania Kościoła w ekologię oznacza, moim zdaniem, głębokie niezrozumienie tego, czym jesteśmy jako Kościół katolicki we współczesnym świecie, jak ważne są nasze społeczne zaangażowanie i świadectwo poprzez oszczędny, uważny na innych styl życia” – mówi franciszkanin.