146 osób zostało zatrzymanych przez siły porządkowe w następstwie antychrześcijańskich zamieszek w środę w Jaranwali na przedmieściach Faisalabadu w Pakistanie. Tłum, rozwścieczony znalezionymi ponoć w okolicy wyrwanymi kartkami Koranu z uznanymi za bluźniercze dopiskami, wkroczył do części miasta zamieszkanej przez wyznawców Chrystusa, niszcząc i paląc Biblie, meble, wszelkie mienie. Bilans miejsc kultu, które ucierpiały, wzrósł już do 21. Ponadto zaatakowano także 1 cmentarz.
Wśród zatrzymanych, jak podaje dziennik Avvenire, znalazło się także dwóch chrześcijan oskarżonych o dokonanie świętokradczego aktu na świętej księdze islamu. Amir i Raki Masih mieli „sprofanować Koran, obrazić proroka i muzułmanów”, jak podaje oficjalny nakaz aresztowania. Policja zabrała ich wieczorem po atakach. W Pakistanie obowiązuje bowiem niezwykle surowe prawo o bluźnierstwie przewidujące śmierć za znieważenie świętej księgi islamu lub proroka tej religii. Często wystarcza samo oskarżenie, aby spowodować brutalne samosądy. Brak reakcji ze strony państwa w takich przypadkach, połączony z drobiazgowym przeprowadzaniem procesów w przypadku najmniejszego podejrzenia o bluźnierstwo zachęcają do przemocy przeciwko mniejszościom.
W związku z taką sytuacją chrześcijanie od wielu lat nie czują się bezpiecznie w tym kraju. W odpowiedzi na środowe ataki tłumu biskup Lahore w protestanckim Kościele Pakistanu należącym m.in. do Wspólnoty Anglikańskiej, Azad Marshall apelował na Twitterze o sprawiedliwość. „Wzywamy do szybkich interwencji i do upewnienia nas, że nasze życie ma w naszej ojczyźnie wartość” – napisał. Krajowa Rada Ulemów potępiła zamieszki oraz podpalanie chrześcijańskich świątyń. „W islamie nie miejsca na przemoc” – wskazał jej przełożony Tahir Mahmood Ashrafi, podkreślając, że wszelkimi sprawami karnymi powinno zajmować się państwo w świetle prawa.
Zgodnie z oficjalnymi danymi ponad 600 osób ma zostać przesłuchanych w sprawie zajść w Jaranwali.
Tomasz Matyka SJ