We Włoszech podziw i uznanie budzą Anioły Błota, czyli ochotnicy, którzy sprzątają zalane domy, piwnice i sklepy we włoskiej Emilii- Romanii, nawiedzonej w minionych dniach przez katastrofalną powódź. Pod ich wrażeniem była też przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która w czwartek odwiedziła ten region. To im tysiące mieszkańców zawdzięczają to, że w krótkim czasie ich domy udało się oczyścić z błota powodziowego.
Nazywanie wolontariuszy, zwłaszcza młodych, Aniołami Błota ma we Włoszech długą tradycję. Po raz pierwszy określenie to pojawiło się po niszczycielskiej powodzi we Florencji 4 listopada 1966 roku. Sześć dni później zostało użyte w relacji na łamach dziennika "Corriere della Sera".
Ochotnicy, przybyli z całego kraju i zagranicy natychmiast ruszyli wtedy do akcji usuwania błota z zalanych budynków, także zabytkowych, ratowania księgozbiorów i dzieł sztuki. Gdyby nie ich zaangażowanie, nie udałoby się ich uratować.
Tak samo nazywa się kolejne pokolenia wolontariuszy, niosących pomoc powodzianom w zalanych miejscowościach. W zeszłym roku pomagali w regionie Marche.
W tych dniach ich aktywność osiągnęła niespotykaną dotąd skalę, bo do akcji, wyposażeni w kalosze, rękawice, wiadra i łopaty ruszyli jednocześnie w dziesiątkach miejscowości Emilii- Romanii, które po 16 maja znalazły się pod wodą.
"Bardzo pomogły nam media społecznościowe i wszystkie komunikatory. To w ten sposób umawialiśmy się na akcję sprzątania. Co ciekawe, nie było w tym chaosu. Jak na taki spontaniczny zryw organizacja była doskonała"- tak wspomina w rozmowie z PAP pierwsze dni po powodzi licealistka z miejscowości Barisano. Jak dodała, kiedy zamknięte były szkoły, uczniowie masowo zamienili podręczniki na łopaty. Do wielu młodych ludzi dołączyli ich rodzice.
Z Rzymu i innych miast przybyli z pomocą do Emilii- Romanii ci, którzy stamtąd wyjechali na studia lub do pracy.
"My, ludzie z tych stron, Romagnoli, mamy naszą pieśń +Romagna mia+. Przy niej odgarnialiśmy błoto śpiewając słowa: +Romagna mia, nie można być daleko od ciebie"- podkreślił student mediolańskiego uniwersytetu Alessandro, który dołączył do swoich kolegów.
W pierwszych dniach ochotnicy wszędzie brnęli w wodzie i błocie usuwając je z domów, piwnic , podwórek i ulic. Teraz nadal pracują na terenach, gdzie woda jeszcze nie opadła.
Tysiące młodych ludzi wynosiło też z domów wszystko, co się tam znajdowało w nadziei, że choć część uda się uratować; dźwigali ciężkie meble, sprzęty, książki i zabawki. Po kilku dniach słońce stało się ich sojusznikiem, bo wszystko zaczęło schnąć.
Tak jest między innymi w dzielnicach i miejscowościach na obrzeżach Forli.
Rodzina z dwojgiem małych dzieci pokazuje tam kuchnię i salon swojego domu tłumacząc, że stało tam ponad pół metra wody. Podłoga wyschła a do środka wniesiono część wyposażenia.
"Pomogli nam ludzie, w większości zupełnie obcy, którzy przyszli do nas z niezalanych dzielnic i zaczęli odgarniać mętną wodę z błotem. Nie wiem, ile osób było, chyba około dwudziestu. Potem poszli dalej"- powiedziała kobieta w rozmowie z PAP zapraszając do swojej kuchni.
Po ponad tygodniu od powodzi w wielu miejscowościach dominuje zaschnięte, twarde błoto, które pokryło asfaltowe drogi, chodniki, podwórka domów i skwery. Nadal ludzie spontanicznie organizują się by pomagać mieszkańcom wrócić do normalnego życia. Oczyszczają każdy ocalony przedmiot, wynoszą sprzęty, których nie da się uratować.