Nieraz zastanawiałem się, co robili wśród uczniów, którym Jezus zamierzał się objawić i posłać ich na cały świat dla głoszenia Ewangelii, ci, którzy wątpili.
Jedenastu uczniów udało się do Galilei, na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami:
«Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata».
Wątpliwości apostoła nie muszą zawsze przyjmować postaci niedowierzania w prawdy objawione w Piśmie Świętym albo sformułowania katechizmu. Mogą przejawiać się w formie zmęczenia, zniechęcenia, zaniku gorliwości bądź kwestionowania własnych uzdolnień. Tyle wysiłku, poświęconego czasu, trudów podróżowania, a efekty marne. Głoszenie nie przyciąga słuchaczy, świadectwo rozbija się o mur obojętności, ponoszone koszty nawet w drobnej części nie zwracają się w postaci satysfakcji z owoców. Było wielu misjonarzy, którzy nigdy nie doczekali wymiernych efektów swej apostolskiej pracy. Te efekty pojawiały się po wielu pokoleniach pokornego zasiewania Słowa i męczeńskiego posługiwania. Podobne wątpliwości dopadają dziś utrudzone codziennymi porażkami rodziny w misji, niedocenionych kapłanów czy zawiedzionych niepowodzeniami w przekazywaniu wiary własnym dzieciom małżonków. Czasem boleśnie trzeba godzić się z tym, że „jeden sieje, a drugi zbiera” (J 4,37).
Pojawia się gorycz subiektywnego braku gratyfikacji za pracę na Bożym poletku: „Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli?” (Iz 53,1). Pozostają jedynie trud i powinności, i tracenie życia bez spektakularnych cudów. Pewnego dnia grupa młodych osób zwiedzała zamek w Dolinie Loary. Przewodniczka wprowadziła studentów do sali, w której wisiała olbrzymia, wielometrowej długości tkanina, rozciągnięta od ściany do ściany. Pokryta była węzłami i plątaniną luźnych nici, tworzących chaos niewyraźnych kształtów, nieukładających się w żaden sensowny wzór. Przewodniczka powiedziała: „To widział tkacz podczas pracy”. Potem razem ze studentami obeszła tkaninę dookoła, aż znaleźli się po jej drugiej stronie.
Wtedy zobaczyli, że mają przed sobą wspaniały arras przedstawiający Apokalipsę św. Jana w dziewięćdziesięciu olbrzymich obrazach. Powstał on w latach 1377–1382 i jest jednym z najbardziej zachwycających i najpiękniejszych wytworów cywilizacji średniowiecznej, a także jednym z największych osiągnięć europejskiego dziedzictwa kulturowego. Rzadko dostrzegamy wszystkie skutki dobra, jakie czynimy w tym życiu. Tak wiele z tego, co robimy, wydaje się plątaniną frustracji i porażek. Nie dostrzegamy – w każdym razie nie po tej stronie arrasu – wzoru, który tka nasza wiara. Pewnego dnia staniemy jednak po drugiej stronie. I wtedy zobaczymy piękno, które Bóg pozwolił nam dodać do wielkiej historii Jego stworzenia, bogactwo wniesione przez nas w życie naszych krewnych i przyjaciół, ślad zmiany na lepsze odciśnięty przez nas w świecie i objawienie Jego miłości dokonujące się we wszystkich epokach bez względu na to, czy czasy są dobre, czy złe. Naszą misją nie jest doprowadzenie do tryumfu prawdy, lecz tylko dawanie jej świadectwa. Bóg zajmie się resztą. Ma w tym wprawę. To On ma wszelką władzę w niebie i na ziemi. Ewangelizacja nie godzi się na filozofię sukcesu i wydajności.•
Wniebowstąpienie. Rycina z Biblii wydanej w 1909 r. Fotoreprodukcja: Henryk Przondziono/ Foto Gośćks. Robert Skrzypczak