„Jan Paweł II doświadczał także cierpienia duchowego, wypływającego z problemów dręczących Kościół, z niesprawiedliwości, z zagrożeń, ze słabości ludzi Kościoła” – powiedział kard. Zenon Grocholewski w rozmowie z KAI. Prefekt Kongregacji ds. Wychowania Katolickiego podkreśla, że Jan Paweł II był chyba jedynym człowiekiem autentycznego dialogu naszych czasów.
Kończąc, papież zaapelował, byśmy nadal tak się wypowiadali, jak dotychczas. Po tym burzliwym spotkaniu Ojciec Święty wychodząc wziął mnie za rękę i powiedział po polsku: „Właściwie ja tego Kodeksu nie napisałem: wszyscy byli zaangażowani – jest to owoc pracy całego Kościoła. Muszę to napisać w dekrecie promulgacyjnym”.
I tak, po raz pierwszy w historii ustawodawstwa, papież w dekrecie promulgacyjnym stwierdził, że Kodeks jest owocem współpracy całego Kościoła, chociaż nabiera mocy na podstawie jego autorytetu. Taki styl podchodzenia do problemów odpowiadał naturze Jana Pawła II – osoby, która zabiegała o współpracę, chętnie nasłuchiwała opinii innych ludzi. To całe wydarzenie jest mi szczególnie drogie. Dlatego też w moim biurze na honorowym miejscu umieściłem zdjęcie, upamiętniające moment podpisywania przez Ojca Świętego Kodeksu Prawa Kanonicznego 25 stycznia 1983 r. Jestem na nim obecny w gronie kilku osób otaczających papieża. W tym gronie był także ówczesny kardynał Joseph Ratzinger. Ja znajduję się tam na ostatnim miejscu, bo byłem wtedy zaledwie od dwóch tygodni biskupem.
KAI: Czy oprócz tych spotkań oficjalnych miał Ksiądz Kardynał okazję do bardziej osobistych, bezpośrednich?
– Owszem, i to sporo. Krótko po wyborze Jana Pawła II na Stolicę Piotrową swoje imieniny obchodził osobisty sekretarz papieża, ks. Stanisław Dziwisz, obecnie kardynał. Ojciec Święty zaproponował mu, ażeby zaprosił księży-kolegów, tak jak to bywało przedtem. Atmosfera w Pałacu Apostolskim była naturalna, jak w czasach Kolegium – żartowaliśmy, jak wówczas. Wcześniej, za pontyfikatu Pawła VI, taka uroczystość byłaby trudna do wyobrażenia. Innym wydarzeniem godnym wspomnienia były, na przykład, odwiedziny Ojca Świętego w poszczególnych dykasteriach Kurii Rzymskiej na początku pontyfikatu. Pracowałem wtedy w Najwyższym Trybunale Sygnatury Apostolskiej. Papież jedynie znał mnie. Podszedł do mnie i spontanicznie, bardzo serdecznie mnie objął. Po prostu był sobą. Wszyscy zazdrościli mi takiego zdjęcia. Jego tak bardzo ludzkie podejście do każdego z nas wypływało z głębokiej jedności z Bogiem.
KAI: Jak postrzegali Jana Pawła II Włosi?
– Pamiętajmy, że wybór kard. Wojtyły był dla Włochów – i nie tylko dla nich – pewnego rodzaju szokiem. Kardynał był bowiem bardziej znany w Stanach Zjednoczonych czy w Niemczech, niż we Włoszech. A mimo to przez środowisko włoskie był bardzo dobrze przyjęty. Po wyborze, do mojego miejsca pracy w Sygnaturze Apostolskiej przychodziło wiele osób – profesorów adwokatów – składali mi gratulacje, szczerze się cieszyli. Niektórzy wyrażali nawet zadowolenie, że kardynałowie wybrali nie-Włocha. Od razu można było dostrzec otwarcie się na osobę nowego Następcy Piotra. Postawa Włochów w następnych latach potwierdzała, że się nie zawiedli. Mówili o Janie Pawle II z zachwytem.
KAI: Czy Ksiądz Kardynał był świadkiem jakiegoś ciekawego i ważnego wydarzenia z udziałem Ojca Świętego?
– Ciekawe doświadczenie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych. Będąc tam, zostałem między innymi zaproszony przez pewną korporację liczącą ponad stu adwokatów, prowadzących sprawy także w perspektywie międzynarodowej, aby im powiedzieć o Najwyższym Sądzie Sygnatury Apostolskiej, w którym pracowałem.