Bóg nie przymusza. To On w swej pokorze czeka na to, aż Go przymusimy.
Aniołowe, którzy przyszli do Sodomy, by uratować rodzinę Lota mimo serdecznego zaproszenia stwierdzili: „«Nie! Spędzimy noc na dworze». Gdy on usilnie ich prosił, zgodzili się i weszli do jego domu”. Nawiasem mówiąc byli prawdopodobnie z centralnej Polski, bo gdyby przybyli z Małopolski, chcieliby pozostać „na polu”, a śląscy aniołowie „na placu”.
„Jezus widząc, jak się uczniowie trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć”.
„Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną”.
Uczniowie uciekający do Emaus „przymusili Jezusa”, by pozostał, bo „okazywał, jakoby miał iść dalej”.
Bóg nie przymusza. To On w swej pokorze czeka na to, aż Go przymusimy.
„Bóg nie lubi siły” – powiedział mi przed laty o. Michał Zioło. Nie wchodzi w nasze życie „z butami”. „Bóg ukazuje się i wyznaje swoją miłość, odtrącony czeka przed drzwiami, a za całe dobro, które nam uczynił prosi w zamian jedynie o naszą miłość. Za to odpuszcza nam wszystkie długi” – nauczał prawosławny święty Mikołaj Kabazylas.
Marcin Jakimowicz