Mieszkańcy włoskiej wyspy Lampedusa buntują się przeciwko napływowi uchodźców z Afryki Północnej. O kolejnej odsłonie dramatu nielegalnej imigracji informuje prasa w sobotę podkreślając, że zdesperowani ludzie próbują zablokować łodzie z uciekinierami.
To już jest prawdziwa rewolta - zauważają włoskie gazety, które relacjonują przybierające coraz ostrzejsze formy protesty ludności Lampedusy. Jej mieszkańcy blokują i usiłują odepchnąć łodzie oraz małe statki z uchodźcami, zmierzające do włoskich brzegów.
W piątek przez wiele godzin około stu osób okupujących molo nie dopuszczało do zacumowania małego statku ze 113 uchodźcami. Za każdym razem, kiedy podpływał, ludzie zmuszali jednostkę, by się oddaliła. Ostatecznie po długich zmaganiach statek zacumował do przystani w pobliżu jednego z hoteli.
Prasa wyraża opinię, że bunt mieszkańców jest ich reakcją na to, że wyspa, niegdyś znana jako popularny kurort, stała się jednym wielkim ośrodkiem dla nielegalnych imigrantów. Codziennie przypływają oni kilkunastoma łodziami i małymi statkami. Przeznaczone dla nich centrum jest całkowicie przepełnione. Podczas gdy jest tam 800 miejsc dla uchodźców, obecnie przebywa ich tam około 3 tysięcy.
Ponadto, zauważa "Il Giornale", mieszkańcy sprzeciwiają się urządzeniu na wyspie miasteczka namiotowego dla uciekinierów, bo to ich zdaniem jeszcze bardziej pogorszy i tak fatalną już sytuację.
Cały czas istnieje ryzyko starć między przybyszami a mieszkańcami - zauważa się.
"Czas litości i zrozumienia skończył się" - ocenia "Corriere della Sera" pisząc o rosnącej irytacji czy wręcz wściekłości Włochów z Lampedusy. Ludzie ci - wskazuje największy włoski dziennik - nie chcą żyć wśród ogrodzeń terenów, gdzie przebywają uchodźcy.
Gazeta przytacza słowa ostro protestującego przeciwko pogarszającej się sytuacji burmistrza wyspy Bernardino De Rubeisa: "Jesteśmy Guantanamo Morza Śródziemnego".