W poście nie chodzi o cierpienie. Jeśli przyjmiemy, że samo cierpienie odnosi skutek, to rzeczywiście jesteśmy daleko od chrześcijaństwa – ostrzega teolog ks. dr Grzegorz Strzelczyk.
Jarosław Dudała: Pan Jezus pościł – to wystarczający powód, żeby uważać, że post to dobry pomysł. Z drugiej strony, tkwi w nim pewne niebezpieczeństwo. Bo mówimy słusznie, że Pan Bóg kocha nas bezwarunkowo. Że nam wybaczył. Że nie musimy u Niego na nic zasługiwać. A jednak post często jest traktowany jako sposób, żeby coś sobie u Boga załatwić. A mówiąc wprost: kupić.
Ks. dr Grzegorz Strzelczyk: Możemy mieć problemy ze wszystkimi rodzajami wstawiennictwa. I w ogóle z modlitwą i tzw. praktykami pobożnymi. Bo są one zagrożone jakimś rodzajem magicznego podejścia. To jest coś, czego się nie pozbędziemy, bo mechanizm magicznego podejścia – a tak naprawdę: handlu z bóstwem – siedzi w nas. Opiera się na ludzkiej potrzebie religijnej (ewolucyjnej). Dlatego ta pokusa może się pojawiać.
Spójrzmy na sprawę od strony tego, do czego rzeczywiście używamy postu. Proszę zauważyć, że to jest zasadniczo zalecana przez Kościół praktyka pokutna. Jest ona związana nie tyle z przezwyciężeniem grzechu jako winy – bo to się dzieje przez Boże przebaczenie, które jest nam dane w Chrystusie bezwarunkowo – ale ze skutkami zła, które leżą po naszej stronie i nas... psują. One mogą być naprawiane naszym wysiłkiem skierowanym ku dobru, wspieranym Bożą łaską. Część praktyk postnych jest związana z taką motywacją. Czyli: ja przez grzech stałem się gorszy, Bóg przebaczył mi winę, a dzięki Jego bliskości mam siłę, by pracować nad zmianą we mnie. Czyli nad głębszym przyjęciem Jego łaski. Do tego służy post. Mamy tu zupełnie inny porządek: ja najpierw jestem obdarowany przez Boga, a w reakcji na ten dar chcę, żeby on się głębiej we mnie zakorzenił. Post jest narzędziem do realizacji tego pragnienia.
A nie mogę po prostu bardziej pokochać Boga bez odmawiania sobie pokarmu, przyjemności czy wygody?
Mogę! Sposobów na to, żeby pokutować, jest wiele. Kwestia odmawiania sobie czegoś jest związana z tym, że my wierzymy, że jeżeli ja rezygnuję z czegoś dobrego i mówię: "Panie Boże, ja z tego rezygnuję, zrób z tego coś większego", to podłączam się pod działanie Boże, a rezygnuję ze swojego. Rezygnuję z używania rzeczy, która jest dobra i za która jestem Bogu wdzięczny po to, żeby Bóg na duchowym poziomie zrobił z tego coś więcej.
To jest trochę tak, jak z chłopcem z Ewangelii, który miał pięć chlebów i dwie ryby. Mógł sam je zjeść i dać je jeszcze paru osobom, żeby się najadły. Ale on z tego zrezygnował. Oddał to Jezusowi. A Jezus to przemienił i pomnożył.
Post jest mechanizmem tego rodzaju.
Widzę tu inne niebezpieczeństwo. Podobne do pierwszego, ale jeszcze gorsze – to myślenie typu: "muszę cierpieć, najlepiej dużo, bo wtedy Bóg miłości (sic!) będzie zadowolony i może da mi jakąś łaskę doczesną albo wieczną".
Tak! Jeśli przyjmiemy, że samo tylko cierpienie odnosi skutek, to rzeczywiście jesteśmy daleko od chrześcijaństwa. Bo Jezus nie zbawia nas tym, jak bardzo cierpi, tylko tym, że jest wierny Ojcu wobec wszystkiego, co się dzieje, także wobec cierpienia i śmierci.
Post też nie działa na zasadzie, że im bardziej cierpię z jego powodu, tym jest lepiej. On działa na zasadzie, że z im większa miłością rezygnuje z jakiegoś dobra, tym większa jest szansa, że Bóg to wykorzysta.
Jest jeszcze jedno niebezpieczeństwo – i wcale nie takie błahe, skoro doświadczył go o. Joachim Badeni OP. Pisał, że zrobił sobie kiedyś porządny post. A kiedy przyszedł potem do swych współbraci, zrodziło się w nim swego rodzaju poczucie wyższości.
To też jest pokusa związana z każdą praktyką duchową. To znaczy: jeśli cokolwiek robimy ze względu na relację z Bogiem i wkładamy w to wysiłek, może się pojawić pokusa pychy. Bo jak zły nie ma już pomysłu na powstrzymanie nas przed dobrem, to przez pychę próbuje zabić skutki tego dobra. Przeciągnąć je na swoją w stronę. Jeśli jednak post jest przeżywany służebnie, wstawienniczo, to moim zdaniem jest duża szansa, że nie popadniemy w tę pokusę.
To powiedzmy jeszcze raz: skoro wszystko mam od Boga z Jego miłości, za darmo, to dlaczego mam sobie czegoś odmawiać?
Dlatego, że odmawiając sobie czegoś i oddając to Bogu i innym ludziom, uczestniczę w postawie Boga, który obdarowuje. Mogę naśladować Go w dawaniu i to robię.
Jarosław Dudała