Edward Kabiesz: Czy Oscar dla „Piotrusia i wilka” i inne nagrody dla polskiej animacji świadczą o jej dobrej kondycji?
Marek Skrobecki: – Jeżeli patrzeć na to od strony potencjału ludzkiego, to oceniam ją bardzo wysoko. Jestem wykładowcą w szkole filmowej i widzę, że wkrótce będziemy mieli bardzo zdolnych absolwentów. Animacja przeżywa renesans, trudno na ten wydział się dostać. Państwo jednak bardziej dba o fabułę niż o film animowany, chociaż jest on ambasadorem polskiego kina w świecie.
A powstanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej nie poprawiło sytuacji?
– Mam nadzieję, że poprawi. Do tej pory nie było łatwo zdobyć pieniądze na animacje. A poza tym są to tak nikłe środki, że trzeba wchodzić w koprodukcje.
Czy sukces „Piotrusia i wilka” pomógł Panu w planach twórczych?
– Na pewno tak. Już mam pewne propozycje. Realizuje się projekt pełnometrażowej animacji „Quo vadis” według powieści Sienkiewicza. Będzie to koprodukcja naszego Se-Ma-Fora ze Studiem Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Zamierzam nakręcić także pojedynczy film animowany i 13-odcinkowy serial „Zajączek Parauszek” dla dzieci w wieku 5–6 lat.
A animowane „Quo vadis” dla kogo będzie przeznaczone?
– Ma to być produkcja dla młodego widza, dlatego angażujemy ludzi młodych. Projektantem postaci jest 17-latek, autor komiksu. Klasyczne „Quo vadis” oparte jest na dialogach. My chcemy te dialogi zamienić w akcję. Praca nad filmem potrwa około półtora roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rozmowa z Markiem Skrobeckim, autorem filmów animowanych i scenografii do "Piotrusia i wilka"