Najkosztowniejszą rosyjską produkcję reklamowano jako najlepszy film fantasy od czasów „Władcy pierścieni”. To nadużycie, bo reżyser „Volkodava” poszedł raczej tropem kinowej wersji „Wiedźmina”, jednego z najgorszych polskich filmów.
Superprodukcje fantasy powstają nie tylko w Hollywood. Ostatnio filmy tego gatunku zaczęli kręcić Rosjanie. Niedawno gościła na naszych ekranach znakomita rosyjska „Straż nocna”, a już w kinach pojawił się „Volkodav. Ostatni z rodu Szarych Psów” Mikołaja Lebiediewa. Nakręcił on film na podstawie powieści Marii Siemionowej pt. „Wilczarz”, która ukazała się niedawno w Polsce. Książka przyczyniła się do powstania nowego gatunku literackiego, jakim jest słowiańskie fantasy. Volkodav, postać, którą stworzyła autorka, określić można mianem słowiańskiego Conana. Książka stała się bestsellerem, wkrótce powstały więc kolejne tomy. Film z pewnością hitem nie będzie.
Volkodav, jeszcze jako dziecko, jest świadkiem śmierci swoich rodziców, zabitych przez okrutnych najeźdźców. Mordują oni także wszystkich członków klanu Volkodava. Najeźdźcy darują chłopcu życie. Zostaje niewolnikiem. Przez całe lata musi pracować w kopalni gdzieś w górach. Kiedy udaje mu się wywalczyć wolność, poszukuje sprawców rzezi swej rodziny. Jednym z nich jest potworny Żadoba, postać rodem z „Władcy pierścieni”, która pragnie z kolei wskrzesić swoją boginię śmierci. W tym celu musi zabić księżniczkę Elenę z Galiardu. Volkodav zostaję osobistym ochroniarzem Eleny, mając nadzieję, że w ten sposób szybciej odnajdzie Żadobę. Elena z woli ojca ma poślubić księcia Vinitara i wraz z orszakiem wyrusza w drogę do jego posiadłości. Będzie to podróż z przeszkodami, ale na szczęście w orszaku znajdzie się również Volkodav.
Ta prosta, wydawałoby się, opowieść na ekranie niesłychanie się komplikuje. Staje się po prostu nieczytelna. To już zasługa autorów scenariusza, którzy zamiast stworzyć przejrzystą i czytelną fabułę, dokładnie ją zaplątali, wprowadzając mnóstwo pobocznych wątków i postaci. Postaci giną nam wkrótce z widoku, by później, nie wiadomo skąd i po co, znowu się pojawić. Niektóre wątki nie mają żadnego znaczenia dla głównego nurtu opowieści. Wydają się wprowadzone wyłącznie w celu przedłużenia czasu jego trwania, by usprawiedliwić wydanie na tę siermiężną produkcję 30 milionów dolarów. Trudno pisać o jakichkolwiek walorach tego filmu, z wyjątkiem krajobrazów. Są piękne, tyle że nie rosyjskie, ale słowackie. Po seansie odnosi się wrażenie, że kinowy „Wiedźmin” ma jednak pewną przewagę nad ponaddwugodzinnym „Volkodavem”. Jest krótszy.
Volkodav. Ostatni z rodu Szarych Psów; reż. Mikołaj Lebiediew; wyk.: Aleksander Bukharov, Rosja 2006.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz