Josif Brodski, Mniej niż ktoś. Eseje, „Znak”, Kraków 2006. ss. 373.
Eseje Josifa Brodskiego zebrane w książce Mniej niż ktoś ukazały się w Stanach Zjednoczonych w 1986 r. Nie po rosyjsku, ale w „przybranym” języku. Od razu spotkały się z dobrym przyjęciem. Nie tylko dlatego, że przybliżały tamtejszym odbiorcom wielkich twórców, zwłaszcza wschodniej Europy. Na esejach Brodskiego można się uczyć, jak uprawiać ten gatunek. Erudycja, lekkość stylu i przede wszystkim własna perspektywa oceny zjawisk – to zalety tych tekstów.
Brodski napisał je w hołdzie poecie W.H. Audenowi, który po przyjacielsku wprowadził go w literackie i naukowe środowisko USA. Uważał, że twórczość autora zdania: „Jeżeli miłość nigdy nie jest jednakowa,/ Niech to ja będę zawsze tym, kto bardziej kocha”, zbawia język. Nazywał go swoim poetą. Przedstawił też innych – ważnych dla siebie i literatury. Annę Gorienko, która przeszła do historii jako Anna Achmatowa. Żonę skazanego na sowieckie więzienia poety Osipa Mandelsztama – Nadieżdę, która w wieku 65 lat wzięła pióro do ręki, żeby spisać wspomnienia, a przez całe tułacze, zagrożone aresztowaniem życie uczyła się na pamięć wierszy męża, aby przetrwały.
Konstandinosa Kawafisa, który używał „ubogich” epitetów, urodził się i umarł w Aleksandrii. Brodski zwraca uwagę na to, co nam daje znajomość z nimi: „Każdy osobnik ludzki powinien, skromnie licząc, znać co najmniej jednego poetę od deski do deski, jeśli nie w charakterze przewodnika przez świat, to jako porównawczy wzorzec języka” – notuje. „Jeśli poeta ma jakiekolwiek zobowiązanie wobec społeczeństwa, jest to zobowiązanie, żeby pisać dobrze” – sprowadza na ziemię bezkarnie rozpisujących się. Gani nieczytających. Zwraca uwagę, że osuwają się na poziom, gdzie łatwo stać się łupem demagoga czy tyrana. Bo on z łatwością pokieruje nimi, nieprzyzwyczajonymi do rozumienia niuansów języka.
W eseju „Mowa z okazji uroczystości rozdania dyplomów” autor pokazuje twarz moralisty. Podaje przykład – można się domyślać – z własnego życia. Miał wtedy 24 lata, był zamknięty w obozie na północy Rosji. Strażnicy kazali więźniom brać udział w zawodach rąbania drzewa. Kiedy zapytał, co będzie, jeśli odmówi udziału, odpowiedzieli, że nie dostanie jeść. Zaczął więc rąbać bez przerwy przez dwanaście godzin, wprawiając współwięźniów i dozorców w ogromne zakłopotanie. Przywołał słowa z Biblii, mówiące o tym, że jeśli ktoś uderzy cię w policzek, musisz nadstawić drugi. Jeżeli ktoś zmusza cię, żeby przejść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. „Te wersy sugerują doprowadzenie zła do absurdu poprzez obnażenie karłowatości jego rozkazów przesadą” – pisze już nie jako literaturoznawca, ale „ekspert” od życia. Warto sięgnąć po te eseje, nie tylko z powodów literackich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych