Rozariana położyła na tabernakulum list z prośbą o modlitwę i z szelmowskim uśmiechem powiedziała: Żebyś potem nie mówił, że nic nie wiedziałeś. A Bóg słuchał tej mniszki – córki rabina. Pochodziła z rodziny samego Jezusa.
Michał Margulies wrócił z warszawskiej synagogi. – Witam was – zawołał do aniołów, którzy w szabat są gośćmi każdego żydowskiego domu. Wszedł do pokoju w kamienicy przy Długiej 12. Zaczął się szabat. Rabin z miłością pochylił się nad Różyczką i zaśpiewał: „Oby Wiekuisty przyświecał ci obliczem swoim i był ci łaskawym; Oby Wiekuisty zwrócił oblicze swoje ku tobie i obdarzył cię pokojem”. Róża skuliła się.
Od jakiegoś czasu czuła wyraźnie, że Bóg zwrócił ku niej swoje oblicze. I zdradził jej swą wielką tajemnicę: ma Syna. Mesjasz nadszedł. Ma na imię Jezus. Ukrzyżowany Bóg pokazał też swoją Mamę – Maryję. Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na zatopione w modlitwie rodzeństwo. Esterę, Romę, Lucia, Gucię i Jakuba. Nie miała odwagi zdradzić im swoich pragnień. Marzyła o chrzcie i życiu za klauzurą. Dom żył tradycją Izraela. Luciu miał nawet zostać rabinem (zmarł jednak kilka lat później). Co piątek mama zapalała szabasowe świece, rodzice opłakiwali zburzenie świątyni i czekali na upragnionego Mesjasza.
Mesjasz przyszedł!
Ojciec – warszawski rabin – podniósł kielich z winem. Trwał szabat. Jest on przypomnieniem królewskiej natury każdego człowieka. „Największym grzechem człowieka jest zapomnienie, że jest on księciem” – nauczał Abraham Jozue Heschel.
Róża czuła się księżniczką. Była oczkiem w głowie mamy, Henryki. Rodzice byli wykształceni, powszechnie szanowani. Częstym gościem w domu był Janusz Korczak. Róża kochała ich i swoje liczne rodzeństwo. Naprawdę czuła się jak królewna. A jednak od jakiegoś czasu w jej głowie pulsowała nowa tęsknota. Poznała życie Jezusa i zakochała się w Nim po uszy. – Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłam się uwieść – powtarzała za prorokiem Jeremiaszem. Trwało świętowanie szabatu. Na stole stał puchar z winem. Jeśli go ubędzie, Mesjasz przyjdzie – wierzono. Jedenastoletnia Róża zajrzała ciekawie do kielicha i krzyknęła: Wina ubyło, Mesjasz przyszedł! Niedługo potem… uciekła z domu.
Potajemnie przyjęła chrzest. Ze wzruszeniem opisywała swój pierwszy pobyt w katolickiej świątyni. Nie była imponująca. Zwykły, mały, szary kościółek, a jednak dziewczyna czuła się w nim jak za zasłoną jerozolimskiej świątyni. Nie widziała tabernakulum: widziała Święte Świętych. Miejsce przebywania Chwały Bożej. Dostępne jedynie dla wybranych kapłanów Izraela. Teraz, dzięki śmierci Jezusa, było na wyciągnięcie ręki. Zasłona świątyni rozdarła się na pół. Dziewczyna dotknęła tajemnicy: może przyjąć Ciało samego Boga. Bardzo przeżyła tę wizytę. Po raz pierwszy upadłam na kolana w katolickim kościele – notowała wzruszona.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz