Niemądre artykuły, interpretujące ubeckie doniesienia o Herbercie czy Kuroniu, napisali ludzie, którym obraz PRL-u ukształtowały seriale komediowe z tamtych czasów
Pamiętam jeszcze niedawne hasła o wybieraniu przyszłości i pozostawieniu przeszłości historykom. Teraz, gdy historycy zajmują się teczkami komunistycznej bezpieki, okazuje się, że są to historycy niewłaściwi, przeważnie za młodzi. Historycy zazwyczaj bywają dużo młodsi od bohaterów analizowanych dokumentów, i gdyby te dokumenty były ujawnione za lat dwadzieścia, to badaliby je historycy jeszcze młodsi.
Można oczywiście zniszczyć dokumenty, ale czy demokracja i duch Oświecenia zdzierżyłyby niszczenie dokumentów? Jeśli te dokumenty ujawniać, to chyba lepiej teraz, gdy żyją jeszcze świadkowie oraz ludzie, którzy mogą zweryfikować ich rzetelność. Za pół wieku bezsensowne oskarżenia pod adresem Jacka Kuronia nie mogłyby wszak być odparte przez tych, którzy go znali i, mimo ideologicznych różnic, szanowali.
Niemądre artykuły, interpretujące ubeckie doniesienia o Herbercie czy Kuroniu, wywołały wiele wrzawy. Napisali je ludzie, którym obraz PRL-u ukształtowały seriale komediowe z tamtych czasów, ale rzetelnej wiedzy na temat tamtych czasów nigdy nie posiedli. Zaraz po upadku komunizmu nikt nie wpadłby na pomysł oskarżania Kuronia, bo ludzie jeszcze pamiętali jego długoletnie więzienie oraz sprzeciw partii wobec jego uczestnictwa w obradach Okrągłego Stołu. Może więc trzeba było ujawnić akta SB wcześniej? Gdy się spłaca długi z opóźnieniem, to odsetki są wyższe.
Z drugiej strony dziwi mnie intensywność odporu dawanego dziennikarzom, bo przecież niektórzy z odpierających znani są jako zdecydowani obrońcy wolności słowa. Nie pamiętam, żeby aż tak gwałtownie protestowano, gdy organ Urbana albo „Trybuna” zamieszczały bzdury na temat Jana Pawła II. Zaś głupie artykuły o naszych czasach będą pisać jeszcze długo po tym, gdy nas już nie będzie. Obecny przykład mógłby nas nauczyć pokory i krytycyzmu wobec tego, co się dziś wypisuje o przeszłości, której nie znamy z autopsji.
W tle tych wszystkich sensacji pojawiają się od czasu do czasu ich scenarzyści, czyli byli funkcjonariusze. Rzadko pokazują ich twarze, częściej widać ich sylwetki na tle pokaźnych domostw lub w niemałych wnętrzach. Na prześladowanych nie wyglądają, niektórzy z dumą opowiadają o swoich zbrodniach. Szkoda że nikt nie napisze, skąd to, jak to i za co to. Jak to można się było dobrze urządzić w ustroju, który z takim oddaniem się zwalczało? Może ktoś poszedłby w ślady mistrza Wajdy i nakręcił film o człowieku ze służb? Byłoby to bardziej ambitne od kreatywnego czytania opracowań powstałych w IPN-ie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim