Czasem nie jestem w stanie myśli zebrać. Trzymam wtedy różaniec w garści, nic więcej
Pierwszy mój różaniec to był ten pierwszokomunijny. Przez jakiś czas był tylko ozdobą. Ale mnie intrygował. Jak „na nim” się modlić? Pomogły październikowe nabożeństwa. Pierwszokomunijny różaniec towarzyszył mi długie lata. Najwięcej kłopotu sprawiał w czasie harcerskich obozów. Odmawiałem go wieczorem, na posłaniu w namiocie, zwykle zasypiając, a rano szukałem go w trawie. Miałem potem inne różańce. I z Rzymu, i ten przywieziony z Lourdes.
A to już inna zupełnie sprawa – odmawiać Różaniec w Lourdes. Jednego dnia w czasie wieczornej procesji ze światłem wmieszałem się w tłum pielgrzymów. Znalazłem się pomiędzy grupą niemiecką i włoską. Robiąc zdjęcia, powtarzałem ze wszystkimi drugą część zdrowaśki: Heilige Maria, Mutter Gottes, bitte für uns... – po niemiecku. Po chwili z Włoszkami: Santa Maria, Mater di Dio... Zdziwione spojrzenia z jednej i z drugiej strony. Wobec tego następną zdrowaśkę mówię głośno po polsku: Święta Maryjo, Matko Boża... Nie wiem, czy się zorientowali, w jakim to języku, ale uśmiechy zobaczyłem i z lewej, i z prawej. Każda nacja dopowiadała po swojemu.
Ponad placem, rzeką, u stóp massabielskiej góry płynął potok ludzkich głosów, ludzkich serc, myśli... Ostatnio oba różańce (ten z Rzymu i ten Lourdes) były już zbyt wytarte, oczka się rwały. Kupiłem więc w sklepie taki dość gruby, na mocnym drucie. Zwyczajny. Zaczynał się październik. Na czas nabożeństwa zamieniałem się na różańce z moimi przyjaciółmi. Wiem, że modlą się każdego dnia w moich intencjach, ja zaś w ich sprawach. Ten zwykły różaniec stał się wtedy nie-zwykłym. Gdy biorę go do ręki, jakbym czuł dotyk ich dłoni, jakbym brał do ręki ich modlitwę.
Jesteśmy razem, blisko Jezusa i blisko siebie. Wiem, że niematerialna przestrzeń modlitwy jest ważna, nie drewniane ziarenka. Jednak dzięki nim staje się ona dotykalna, jakby bardziej rzeczywista. Nawet mój pies cieszy się na widok różańca, bo cichutki odgłos paciorków w moich rękach to znak, że idziemy na spacer. Czasem bywa, że nie jestem w stanie myśli zebrać. Trzymam wtedy różaniec w garści, nic więcej. Bywa i tak, że wieczorem zasnę z nim w ręce. Rozmawiałem kiedyś o tej mojej modlitwie polegającej już tylko na trzymaniu różańca. „Wiesz, ja też tak czasem...” – usłyszałem. Ucieszyłem się, że nie jestem sam w takiej modlitwie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów