Ewangelia nie zachwyca tych, którzy uwielbiają zachwycać sobą innych
Oddać owoc – to zapewne aluzja do skradzionego owocu z drzewa rajskiego. Być bez owocu – to nic nie mieć z tego życia i być nikim. Czy nie jest to prawda o każdym z nas? Na obrazie Hansa Memlinga, przedstawiającym Sąd Ostateczny, do raju wchodzą golusieńkie postacie, nieposiadające nawet skromnego listka figowego. Kompletnie ogołoceni. Czy wierzymy w to, że ci, którzy na tym świecie nosili koronkowe mankiety, dystyngowane berety na głowach czy złote sygnety, na tamtym świecie będą mieli zapewnione prestiżowe miejsca na rajskim Broadwayu? Nie oddać owocu oznacza nie tylko trzymanie się owoców tego świata, ale też chęć zatrzymania dorobku duchowego, który sprawia, że czujemy się wartościowi.
Piotr, gdy wyłowił ryby na głębokiej wodzie, zostawił wszystkie na brzegu. Zastanawiam się, czy potrafiłbym się wyrzec mojego poczucia wartości wynikającego z pozycji kapłana? Św. Albert Wielki wiedział, że straci pamięć i zgodził się na to. Św. Jan Vianney oddał swoje poczucie wartości zapewne już wtedy, gdy nie zdał pierwszego egzaminu z łaciny. Drugiego też nie zdał i uchodził wśród kolegów za matołka. Paweł wyzuł się ze wszystkiego. Najpierw opinii oryginalnego faryzeusza, a potem całego dorobku ewangelizacyjnego, gdyż pozostawił założone przez siebie Kościoły i zdecydował się wrócić do Jerozolimy, choć wiedział, że czeka go tam wyrok śmierci. Począwszy od przedszkolnego konkursu na wierszyk, a skończywszy na operowych ariach, większość ludzi w tym świecie walczy o tak zwane poczucie wartości. Ma to być cel owocnego przeżywania egzystencji. Ale czy to naprawdę jest chrześcijańskie?
Trudno przyjąć postawę życiową, w której zgadzamy się z tym, że nic nam się nie należy. Żadnych profitów, żadnych gratyfikacji, żadnych rewaloryzacji, żadnych owoców. Wszystko jest Boga. Barbara Streisand w czasie pewnego koncertu zapomniała kilku słów piosenki i potem przez dwadzieścia lat nie wyszła na scenę. Nie potrafiła zrezygnować z wizerunku najlepszej wokalistki. Wolała w ogóle zniknąć, niż być omylną. Prestiż jest kuszącym owocem i trudno się go wyrzec. Trudniej niż grzechu! Kiedyś przed Jezusem stanął młody biznesmen i pytał o drogę do osiągnięcia życia wiecznego. Jezus mu wyjawił, żeby wszystko sprzedał i rozdał ubogim, jakby cały jego dorobek był śmieciami. Sądzę, że temu biznesmenowi nie tyle zależało na pieniądzach, co raczej na poczuciu wartości, jakie dzięki nim posiadał. Bez pieniędzy był nikim. Gdyby sprzedał majątek, w oczach sąsiadów i znajomych wyszedłby na głupka! Stał więc przed Jezusem z otwartymi z przerażenia ustami. Przeraziła go wizja utraty szacunku w oczach ludzi, dlatego ze smutkiem się wycofał. Ewangelia nie zachwyca tych, którzy uwielbiają zachwycać sobą innych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE