Prokuratura w Coburgu prowadzi śledztwo w sprawie byłego strażnika SS w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrueck, poinformowały niemieckie media. To postępowanie nie jest jedynym przeciwko byłym strażnikom obozów koncentracyjnych. Spraw jest jednak coraz mniej. "Jesteśmy o 30 lub 40 lat spóźnieni", mówią prokuratorzy.
Prokuratura w Coburgu prowadzi śledztwo w sprawie byłego strażnika SS w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrueck, poinformowały niemieckie media. To postępowanie nie jest jedynym przeciwko byłym strażnikom obozów koncentracyjnych. Spraw jest jednak coraz mniej. "Jesteśmy o 30 lub 40 lat spóźnieni", mówią prokuratorzy.
Prokuratura w Coburgu prowadzi śledztwo w sprawie byłego strażnika SS w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbrueck. Według relacji dziennika "taz" jest to 98-letni mężczyzna, który, służył w obozie od kwietnia 1943 r. do maja 1945 r.. Chodzi o jego ewentualne pomocnictwo w morderstwie.
Ravensbrueck, położony w pobliżu dawnego meklemburskiego uzdrowiska klimatycznego Fuerstenberg, służył od 1939 roku jako obóz koncentracyjny dla kobiet. Od kwietnia 1941 r. utworzono tam również obóz męski, a od czerwca 1942 r. dodano obóz dla młodych kobiet i dziewcząt. Do obozu koncentracyjnego przyłączono ponad 40 podobozów, w których więźniowie musieli wykonywać prace przymusowe. Według prokuratury w Neuruppinie oskarżony P. miał pełnić służbę w obozie głównym - pisze "taz".
Szacuje się, że przez obóz przeszło ok. 130 tys. kobiet i dzieci oraz ok. 20 tys. mężczyzn. Ok. 30 tys. więźniów zostało zamordowanych. Polki stanowiły największą grupę więźniarek KL Ravensbrueck. Wiele z nich padło ofiarami eksperymentów pseudomedycznych przeprowadzanych przez lekarzy z SS.
Nie jest to jedyne toczące się dochodzenie. Jak poinformował gazetę "taz"prokurator Cyrill Klement, prokuratura w Neuruppin prowadzi śledztwo w sprawie 99-letniej obecnie kobiety, która była zatrudniona jako strażniczka w Ravensbrueck. Ponadto bada, czy można postawić zarzuty 98-letniemu mężczyźnie, który miał być strażnikiem w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen.
Jak poinformował Thomas Will, szef Centrali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu w Badenii-Wirtembergii, w lokalnych prokuraturach w Niemczech toczą się obecnie jeszcze dwie kolejne sprawy. W Erfurcie od czterech lat trwa śledztwo w sprawie mężczyzny z Buchenwaldu. W Hamburgu prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie ewentualnej winy byłego pracownika obozu koncentracyjnego Neuengamme.
Niemniej jednak śledztwa w sprawie byłych niemieckich sprawców dobiegają końca, mówi Thomas Will. Obecnie jego urząd prowadzi wstępne śledztwo w sprawie ewentualnych sprawców w obozach jenieckich, gdzie systematyczne mordowanie żołnierzy Armii Czerwonej było podobne do czynów popełnianych w obozach koncentracyjnych.
W głównej prokuraturze ds. zbrodni nazistowskich w Dortmundzie w Nadrenii Północnej-Westfalii nie toczy się obecnie ani jedna sprawa - powiedział "taz" szef urzędu Andreas Brendel. "Jesteśmy o 30 lub 40 lat spóźnieni" - stwierdził Brendel, nawiązując do faktu, że dopiero od 2011 roku, po wyroku w procesie (Iwana) Demianiuka, zaczęto badać sprawy zwykłych strażników. Dopiero od tego czasu możliwe jest skazanie za współudział w zabójstwie, nawet jeśli nie można udowodnić sprawcy żadnego indywidualnego zarzutu zabójstwa - co w obozach koncentracyjnych z tysiącami umundurowanych strażników jest praktycznie niemożliwe.
Od tego czasu w Niemczech zapadły cztery wyroki na funkcjonariuszy obozów koncentracyjnych, ostatnio na Josefa S. Były strażnik obozu koncentracyjnego Sachsenhausen został w czerwcu skazany na pięć lat więzienia. 101-letni oskarżony złożył jednak apelację, więc wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Sąd Okręgowy w Itzehoe od ubiegłego roku sądzi 97-letnią Irmgard F. za współudział w morderstwie. Jest oskarżona o to, że pracowała jako sekretarka komendanta w niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof, przez co była współodpowiedzialna za zamordowanie kilku tysięcy więźniów. Według rzeczniczki sądu, wyroku należy spodziewać się do końca roku - pisze "taz".
"Jednocześnie w ciągu ostatnich dziesięciu lat dziesiątki procesów zakończyły się bez wyroku. Często okazywało się, że oskarżeni nie mogli już stanąć przed sądem ze względu na podeszły wiek lub zmarli. W Hanau na krótko przed rozpoczęciem głównego procesu zmarł oskarżony były strażnik z Auschwitz. W Monastyrze w Westfalii trzeba było zrezygnować z procesu strażnika z obozu koncentracyjnego Stutthof, ponieważ oskarżony nie był już w stanie w nim uczestniczyć". Na początku listopada sąd okręgowy w Berlinie ogłosił, że "zarzuty wobec byłego strażnika w obozie jenieckim Wehrmachtu na okupowanej Ukrainie nie zostaną dopuszczone. 99-latek został uznany za trwale niezdolnego do odpowiadania przed sądem" - przypomina gazeta.
Prawnik Thomas Walther odrzuca twierdzenie, że obecne śledztwa przeciwko rzekomo "drobnym sprawcom" mają na celu ukrycie porażki federalnego niemieckiego wymiaru sprawiedliwości w latach 50. i 60. "Nie chodzi o usprawiedliwianie spóźnionych działań" - mówi. "Nie jest za późno. Sprawiedliwość nie ma daty ważności".
Z pewnością nie chodzi zresztą o "drobnych sprawców". Zadaniem strażników obozów koncentracyjnych było bowiem nie tylko uniemożliwienie więźniom ucieczki. W wielu przypadkach ich udział w masowych egzekucjach jest udokumentowany. Dzięki nim lekarze SS mogli bez przeszkód przeprowadzać śmiertelne eksperymenty medyczne. Takie jak w Ravensbrueck.