Myśl wyrachowana: Duch Święty nie ma nic wspólnego z duchem czasu.
Jeden profesor wyraził w telewizji przekonanie, że Kościół już niedługo zmieni swój stosunek do sztucznego zapłodnienia, antykoncepcji i paru innych rzeczy. Bo w Kościele „nasilają się takie tendencje”.
Oj, to się pan zawiedzie. W środę minęła 42. rocznica ogłoszenia przez Pawła VI encykliki „Humanae vitae”, w której papież określił stanowisko Kościoła wobec antykoncepcji. Stało się to wbrew wszelkim „tendencjom” i mimo dziesiątek lat nacisków, drwin i urabiania opinii, stanowisko to nie uległo zmianie. I nie ulegnie, bo takie orzeczenie Kościoła to nie kwestia prywatnego wymysłu, lecz dokonanego za łaską Bożą rozeznania. To nie było tak, że papież sobie wymyślił: „Od dziś antykoncepcja jest złem”. Ona złem zawsze była, jest i będzie, a papież tylko o tym oficjalnie poinformował.
Zrobił to, jak czytamy, „po dokładnym przestudiowaniu przedłożonej Nam dokumentacji, po bardzo starannym przemyśleniu i rozważeniu zagadnienia, po gorących modlitwach zanoszonych do Boga, mocą powierzonego Nam przez Chrystusa mandatu”. Skoro papież się modlił, wspierany przecież codziennie modlitwą całego Kościoła, to jak Bóg mógłby – i to w tak ważnej sprawie – nie dać mu właściwej odpowiedzi? To nie ma żadnego znaczenia, czy to się podoba feministkom, producentom prezerwatyw,
albo i duchownym, którzy Ducha Świętego pomylili z duchem czasu. Jeśli coś jest trucizną, to truje, nawet gdy na opakowanie przyklei się napis „jadalne”.
Dziś już widać, do czego doszła nasza cywilizacja wskutek wyboru antykoncepcji. Kult rozpanoszonej seksualności doprowadził całe społeczeństwa do wniosku, że nie rodzina jest ważna, nie miłość, nie odpowiedzialność, lecz przyjemność. Za tym poszły małżeńskie zdrady, masowe rozwody, a w młodszym pokoleniu zanik potrzeby zawierania małżeństw. Małolaty potrafią zakładać prezerwatywy, ale pojęcia nie mają, jak się zakłada rodzinę. „Bezpieczny seks” to dziś nie ten małżeński, który stwarza warunki dla przyjęcia potomstwa, lecz ten, po którym żadnego potomstwa nie będzie. Ludzie stali się dla siebie wzajem akcesoriami do osiągania orgazmu, a nie osobami, o które należy się troszczyć i brać odpowiedzialność za skutki wspólnie podejmowanych działań. Skoro seks bez ograniczeń jest takim szczęściem, to gdzie są ci szczęśliwi beneficjenci rewolucji seksualnej?
Czemu nie widać szczęścia w oczach amatorów seksu bez barier? Czemu radość nie rozpiera „łamaczy tabu” i wyzwolonych z „religijnych przesądów”? Zamiast wolności mają kampanię przeciw AIDS, a życie bez zobowiązań okazało się czarną dziurą samotności, narastającej pustki, znudzenia i obrzydzenia.
Straszne konsekwencje spotkałyby świat, gdyby nawet Kościół zgodził się na stosowanie antykoncepcji.
Nie byłoby już nikogo, kto upominałby się o godność człowieka i wskazywał drogę do prawdziwego szczęścia. Liczyłaby się tylko pogoń za pozbawioną sensu przyjemnością. Gdyby Kościół był instytucją tylko ludzką, dawno już uległby naciskom i ludzie mieliby, czego chcą: wygodną drogę, która ekspresowo prowadzi donikąd.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak