Myśl wyrachowana: Kto mówi tylko to, co mówić pozwolą, ten nie ma nic do powiedzenia.
Czy pan się nie boi? – słyszę coraz częściej, otrzymując wyrazy poparcia. Bo podobno „drażnię takich, którzy dużo mogą”. I wiecie co? Boję się – że chrześcijanie zadają takie pytania. Bo w tle brzmi: „Ja bym się bał”. Czyżby wyzwoleni przez Chrystusa mieli mówić nie to, co należy, lecz to, co niczym nie grozi? Do czego to doszło, że za odważnego uchodzi ktoś, kto mówi najoczywistsze rzeczy: że aborcja i eutanazja to zabójstwo, że seksualne związki ludzi tej samej płci to nie małżeństwo, lecz zboczenie, i że zbrodnią jest powierzanie takim ludziom dzieci. Oj, łatwo dajemy się zastraszyć. I to przez kogo! Przez krzykliwych szaleńców, niezdolnych nawet określić celu, w jakim wywracają świat. Chcą ludzkość wychować, choć sami – sądząc po obrazkach z „parad” – nie potrafią się nawet zachować. Król pruski Fryderyk Wielki zasłynął hasłem, które rzucił, okładając kijem cofających się pod morderczym ogniem żołnierzy: „Cóż u diabła, chcecie żyć wiecznie?”. O ile bardziej należałoby zawołać do cofających się przed deszczem plwocin i błota chrześcijan: „Cóż na Boga, czy nie chcecie żyć wiecznie?”.
Ludzie! Czy my mamy dusze z galarety? Co oni nam mogą zrobić? Wydrwić w gazecie, sądem postraszyć? – ojej, jaka straszna rzecz! A gdyby nawet przyszło i życie stracić, to i co z tego? My tu naprawdę żyjemy tylko chwilę. Św. Tomasz More odmówił uznania króla za głowę Kościoła, choć wiedział, że za to straci własną głowę. Pamiętam literacki opis jego spotkania z żoną w więzieniu.
– Podpisz, w sercu zostaniesz katolikiem – mówi żona.
– A jak długo, myślisz, będę jeszcze żył? – pyta More.
– Może dwadzieścia lat?
– I ty chcesz, żebym dla dwudziestu lat poświęcił wieczność?
Każdą sprawę musimy widzieć w perspektywie wieczności. Inaczej nie warto się młotkować o cokolwiek. Jeśli nie mamy na uwadze zbawienia swojego i nawet tych, którym się sprzeciwiamy, nie znajdziemy dość motywacji, żeby nadstawiać karku. A nadstawiać będziemy musieli. Widać to po pierwszych procesach. Lobby aborcyjne skarżące „Gościa” za nazywanie zabójstwa po imieniu to balon próbny. To testowanie, czy można już sobie pozwolić na następny cios w fundamenty zdrowego społeczeństwa. Tę samą funkcję ma proces karny, jaki aborcjoniści wszczęli wobec Joanny Najfeld (szczegóły na str. 32–34). Podziw wobec tej dziewczyny to za mało. Trzeba modlitwy, gestów poparcia dla niej i sprzeciwu wobec działań talibów „postępu”. Trzeba jasnego świadectwa: „Ona mnie reprezentuje. Uderzacie w nią – uderzacie we mnie”. Musi być jasne, że tacy jak ona to nie prywatni straceńcy, tylko nasz głos i nasze sumienie. Św. Ignacy Loyola pisał, że diabeł jest jak wróg, który chcąc zdobyć twierdzę, najpierw szuka w niej słabych miejsc. Robi swoiste „rozpoznanie walką”. Dlatego musimy twardo walczyć. Bez woli Boga, który każdy nasz włos policzył, nic nam nie mogą zrobić. A jeśli wolą Boga będzie, żeby nam coś zrobili? No cóż – On wie lepiej, co dla nas dobre. A i dla prześladowców, bo przecież – jak rzekł ksiądz Popiełuszko – walczymy ze złem, a nie z jego ofiarami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak