Ku zaskoczeniu wszystkich, północnokoreańscy komuniści zgodzili się na pokojowe rozbrojenie.
Zdecydowali, że za dostawy ropy, surowców, gwarancje bezpieczeństwa i chyba także gotówkę, zamykają swój wojskowy program atomowy. Czy powinniśmy świętować? Na razie się wstrzymajmy. Koreańczycy nieraz oszukiwali wspólnotę międzynarodową. Z drugiej strony, jeżeli dojdzie do rozbrojenia, będzie to kolejny tryumf dyplomacji nad wojną.
Atom za kolczastym drutem
Korea Płn. to kraj otoczony zasiekami. Dosłownie i w przenośni. To kraj zarządzany jak obóz koncentracyjny, w którym miliony ludzi umierają z głodu i żyją w nieświadomości tego, co dzieje się po drugiej stronie drutu. Równocześnie Korea to mocarstwo wojskowe. Ma ogromną armię i… bombę atomową. Co do tego nie ma pewności, ale jest to wielce prawdopodobne. Niecały rok temu Koreańczycy przeprowadzili podziemną eksplozję. Była na tyle potężna, że większość ekspertów sądzi, że była to próba jądrowa. Materiał do konstrukcji ładunku był produkowany w kompleksie jądrowym Jongbion. Dzisiaj ośrodek jest zamknięty, bo w zawartym w połowie lutego br. porozumieniu pomiędzy Koreą Północną a Koreą Południową, Japonią, USA, Chinami i Rosją ta pierwsza zobowiązała się zaprzestać atomowych zbrojeń.
Terrorysta i wariat?
Koreański reżim jest jednym z najbardziej nieprzewidywalnych na świecie. Grozy dodaje fakt, że według części ekspertów Kim Dzong Il jest osobą niepoczytalną. Ładunek jądrowy w jego rękach musiał budzić niepokój społeczności międzynarodowej. I budził. Bombę atomową buduje się nie po to, aby atakować, ale po to, by się bronić. Tak było zawsze i tak zawsze będzie. Z tej reguły wyłączeni są tylko terroryści i wariaci. W wariancie optymistycznym Kim Dzong Il nie jest ani jednym, ani drugim. W wariancie realistycznym jest najwyżej jednym, a w pesymistycznym i jednym, i drugim. Oczywiście nikt nie uważał Kim Dzong Ila za terrorystę w tradycyjnym znaczeniu, ale też nikt nie może ręczyć, że z terrorystami z krwi i kości nie próbował się dogadywać. Tym bardziej że Kim potrzebuje pieniędzy. Nie, nie na podniesienie standardu życia swojego zagłodzonego, ponad 20-milionowego narodu. Nie po to, by wynagrodzić mu nędzę, za którą wyprodukował upragnioną bombę. Kim pieniędzy potrzebuje dla siebie, a bomba atomowa to towar, który zawsze znajdzie nabywcę.
Podsumowując: brytyjska, amerykańska czy nawet izraelska bomba atomowa to zupełnie co innego niż koreańska. Te pierwsze były budowane do obrony, do robienia dobrego wrażenia, ta ostatnia… być może do ataku, a być może na sprzedaż. I tak w istocie się stało. Tylko że kupującym była głównie Ameryka. To USA zapłaciły ropą za to, by Kim nie rozwijał swoich atomowych marzeń. Wszystko wskazuje na to, że świat ugasił jeden z najgroźniejszych pożarów współczesności. Cieszy, że zapłatą za rozbrojenie stały się surowce, głównie ropa, a nie żywa gotówka. Być może przynajmniej część okupu, jaki Zachód zapłacił Kimowi, zostanie przeznaczona na podniesienie standardu życia zwykłych Koreańczyków. Może będzie więcej ciepła na zimę? To niesamowite, ale na nocnych zdjęciach satelitarnych naszego globu Korea jest czarną plamą. Londyn, Paryż, ale także południowokoreański Seul świecą jak gwiazdy. Widać nawet stosunkowo małe miasteczka. Korei Północnej na tej mapie praktycznie nie ma.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek