Nauka Scholastykom nie chodziło wcale o liczenie diabłów na główce szpilki, jak pisano w starych podręcznikach szkolnych.
Owszem, rozważali niekiedy to zagadnienie, ale wyłącznie jako ćwiczenie logicznego myślenia. Metoda scholastyczna, czyli szkolna, polegała faktycznie na precyzyjnym i przejrzystym prowadzeniu wykładu.
Racjonalne badanie argumentów za i przeciw sprzyjało tworzeniu zbiorów i kompilacji. Wykłady nadawały się niemal do natychmiastowego spisania.
Tak powstawały słynne summy. Ich liczba szła w dziesiątki – różnych rozmiarów. Dotyczyły wielu zagadnień, od filozofii, przez nauki przyrodnicze po teologię. Dziś mogą bawić albo co najmniej dziwić rozważania o jednorożcach czy pelikanach karmiących młode własną krwią. Odzwierciedlają one jednak ówczesny stan wiedzy.
W czasach gdy podróżowanie było bardzo trudne, obraz świata był taki jak opowieści ludzi, którzy twierdzili, że widzieli różne zjawiska. Poddawano je osądowi racjonalnemu, ale złote czasy metody empirycznej, opartej na doświadczeniu, dopiero miały nadejść. Choć pierwszy stanowczo domagał się jej już Roger Bacon.
Wracamy do średniowiecza - S. Musioł