„I gdzie ten obiecany pokój serca?” - pytają zdesperowani. Na razie stoją na rozstaju, wahając się, czy wykonać krok wiary, a ich głowy rozsadzają tysiące wątpliwości.
12.10.2022 18:45 GOSC.PL
Spisuję do kolejnego „Gościa” (uwaga, lokowanie produktu!) poruszającą rozmowę z Marianną Gol, Rosjanką żydowskiego pochodzenia, która od 25 lat pracuje w Izraelu wśród żydów mesjanistycznych („«Pytasz, jak wyglądają Żydzi, o których słyszałaś w przedszkolu? O, tak!»” – mama zaprowadziła mnie do lustra. W szkole dowiedziałam się, że nie jest to wygrana do loterii, ale gdy poznałam Jeszuę, zdumiona odkryłam, jak wiele biblijnych obietnic spełnia się dziś w Izraelu”).
„Żydzi którzy uznają, że Jezus jest Mesjaszem są między młotem a kowadłem – opowiada – Przez wyznawców judaizmu traktowani są jako chrześcijanie, a przez chrześcijan jako żydzi. Ale to całkowicie zrozumiałe, bo są proroczym znakiem, a prorok zawsze pozostaje w rozdarciu, między światami, w wyłomie muru. Wszystko, co prorocze pozostaje w takim rozciągnięciu: między tym, co mówi Bóg, a tym, jak reaguje świat. Między tym, co duchowe i materialne, «z tego świata» i z Królestwa; tym, co jest i co dopiero nadchodzi. To bolesne, ale nieuniknione. Jeśli nie jesteś w takim napięciu, to znaczy, że nie jesteś w miejscu proroczego objawienia Boga”.
Często dostaję od znajomych, którzy wchodzą w nowy etap życia, czy czynią w ciemno krok wiary pytania: „Po ludzku ten czas oczekiwania powinien być radosny i pełen nadziei, a ja się boję”. Mnóstwo osób odczuwa wówczas rodzaj szarpaniny, niepewności. Stoją na rozstaju dróg, w miejscu wyboru i spragnieni czekają na zapowiedziany przez Pana pokój serca. Na razie jednak towarzyszą im wątpliwości i setki myśli bombardujących ich głowę. To naturalne. Pokój serca przyjdzie później.
Wielokrotnie spisywałem historie ludzi, którzy zawierzyli w ciemno i podjęli wyzwanie. „Pamiętam, że gdy weszłam w Nysie za furtę pomyślałam: «Boże, ja mam tu mieszkać? Daję sobie dwa tygodnie». Może dlatego, że na odchodne mój tata skwitował złośliwie: «To co, widzimy się za dwa tygodnie?». A potem znów dałam sobie dwa tygodnie» i daję je sobie od 18 lat” – uśmiechała się s. Rut.
„Czy w momencie decyzji musi przyjść pokój serca? A może to cały czas szarpanina? Pamięta Ojciec chwilę, gdy przestąpił próg nowicjatu w Poznaniu? – pytałem o. Krzysztofa Pałysa - Miałem wrażenie, że wszyscy tutaj pasują, tylko nie ja. I choć miałem przeświadczenie, że nareszcie zacząłem oddychać rześkim powietrzem, to jeszcze latami zmagałem się z wątpliwościami, że wszystko to sobie sam wymyśliłem. Po różnych perypetiach dopuszczono mnie do profesji wieczystej. I kiedy już leżałem twarzą na gołej posadzce, a schola śpiewała Litanię do Wszystkich Świętych, rozpłakałem się ze szczęścia, wstydząc się, aby nikt tego nie zobaczył. Jakbym nagle, w jednej sekundzie, wszedł w zupełnie inną rzeczywistość, która jest nie do opanowania, kompletnie przekracza, a jednocześnie jest tak fascynująca, że chciałoby się nawet umrzeć, aby tylko ten stan zatrzymać. W jednej chwili Bóg pokazał, że całe wcześniejsze zmaganie miało swój cel, ale jest niczym w obliczu Jego obecności. A potem wszystko błyskawicznie odeszło i przyszedł naturalny pokój”.
Siostra Anna Bałchan wspomina: „Zawsze żyłam na pograniczu, w jakiejś schizie: z jednej strony oazy, gitara, śpiewanie, a z drugiej jakiś bunt, świat luzu, ulicy, beznadziei. Te światy ścierały się z sobą. Każdy mówił ci coś innego. Można było ześwirować. Przyszedł moment, że musiałam wybrać. Ale co? Zakony omijałam szerokim łukiem. Myślałam: co to za dziwne zjawisko, jakieś kobiety zamykają się, by leczyć swoje kompleksy. To chore! Nie daj Boże, gdy jakaś siostra powiedziała mi coś o powołaniu: dostawałam od razu piany. (…) Siedziałam w domu i starałam się uczyć do próbnej matury z matematyki. A tu nic. Niepokoi rósł i rósł. Nie potrafiłam się kompletnie skupić. Gdybym była pokorna i potrafiła powiedzieć: bądź wola Twoja… Była noc. Usiadłam i zaczęłam pisać: «Ja Anna Maria, Krystyna (wpisałam też imię z bierzmowania) chcę Ci napisać: Dobra, wygrałeś». Daj mi Boże spokój, bo się wścieknę. Wygrałeś. Kropka. Dopiero, gdy napisałam ten list przyszedł ogromny pokój”.
Pokój serca przyjdzie, gdy już dokonasz wyboru.
Rozdarcie to naturalny stan. Rzeczywistość tę znakomicie opisuje ewangeliczna historia uciszenia burzy na jeziorze. Szaleją fale, przerażeni uczniowie czynią przedśmiertny rachunek sumienia, a ich Mistrz śpi w najlepsze. Tak, wiem, „ponieważ Jezus mieszka w nas powinniśmy jak On zachowywać w takich sytuacjach pokój serca”. Tyle, że mnie nie interesuje to, co „powinniśmy”, ale to, w jaki sposób reagujemy. A reagujemy dokładnie tak, jak apostołowie. To zmaganie się, lęk przed nieznanym jest całkowicie naturalne. „Siła wiary nie leży w «niewzruszonym przekonaniu», ale w zdolności uniesienia również wątpliwości, niejasności, znoszeniu ciężaru tajemnicy, a przy tym zachowaniu wierności i nadziei. Ja nie wierzę w wiarę bez ran, w Kościół bez ran, w Boga bez ran” – pisze w „Czasie pustych kościołów” ks. Tomaš Halik.
Marcin Jakimowicz