Kiedy Stefan Wowra 16 lat temu wziął w dzierżawę zamek w Chałupkach, jego syn Adrian miał 9 lat i biegał po parku, zbierając ślimaki. Dziś jest następcą ojca i menedżerem hotelu – zamku, którym zarządza ich rodzinna firma WOMIX.
W lecie do samego przycinania trawnika w ich trzyhektarowym parku potrzeba trzech pracowników. – A zamek to tak jak co najmniej 10 domów – uważa Stefan, jego pierwszy szef. – 22 pokoje, w tym apartament w baszcie. Ceny 120 zł ze śniadaniem. – Tu jest koniec Polski, musimy trafić do klienta – mówią ojciec i syn. Mury barokowej budowli pamiętają XVIII w. Według dokumentów już w XIV w. 300 metrów od Odry stał tu zamek otoczony fosą. Dziś nie ma już przejścia granicznego do Czech, tylko sąsiedzki Bohumin. 10 minut jazdy dzieli ich od Ostrawy. Dlatego zamierzają zareklamować hotel-zamek w Czechach. Adrian przez pół roku w ramach Erasmusa studiował politologię na uniwersytecie w Opavie i zna czeski. Działalność ich zamku zainaugurowała właśnie jego I Komunia św. w 1994 roku. Potem dorastał w atmosferze zamkowej inicjatywy rodziców, bo angażowała się w nią także mama Helena. Teraz w ekspresowym tempie przejmuje funkcję szefa. W zeszłym roku ojciec ciężko zachorował. Starszy syn Patryk zajął się rodzinną fermą. Adrian został „panem na zamku”.
Życie i pieniądze
– My się tu panami nie czujemy – zaprzecza Stefan. Ale na początku pisano o nim w lokalnej prasie jako „panu na włościach”. Stanął do przetargu ogłoszonego przez Urząd Gminy jako jeden z kilkunastu. Poprzedni właściciel pochodzący z Austrii, mocno zapuścił budynek. Nic w niego nie inwestował, a bez tego biznes się nie kręci. – Przyjechał z plecakiem, a chciał wyjechać TIR-em – opowiada Stefan. Nauczony niedobrym doświadczeniem wójt szukał kogoś nie tylko przedsiębiorczego, ale i odpowiedzialnego. Wygrał Stefan, nie tylko dlatego, że miał zabezpieczenie w banku, gdzie brał kredyty na budowę kurników. Mieszkał w pobliskiej Odrze i wszyscy wiedzieli, że za co się chwyci, to mu się uda. Właściwie za biznes wzięli się we dwójkę z żoną. Są małżeństwem od 32 lat. – Trzeba to liczyć podwójnie – lata życia prywatnego i naszej pracy – kiwa głową Stefan.
On – mechanik, ona z wykształceniem ogólnym. Po roku 1989 wzięli się za swój biznes. Kolejno ferma drobiarska, sieć sklepów, mała karczma przy drodze. No i wreszcie ten zamek, który odkrył dla nich Stefan. Obejrzał zrujnowane wnętrza i uznał, że jego renowacja to będzie jego nowe hobby. Kiedy wygrał przetarg, żona wcale nie była szczęśliwa. Zwłaszcza że od razu wpłacił czynsz za cały rok. – Ale Helena szybko się przyzwyczaja – mówi mąż. – Teraz obsadza zamek kwiatami. W zeszłym roku otrzymali przedłużenie dzierżawy na kolejne 10 lat. I już zaczęli remont posadzek, pokoi, łazienek, ścian. Te inwestycje trwają nieprzerwanie od 16 lat. Gmina zrefundowała poważne koszty elewacji. Teraz – odnowy więźby dachowej. Ale masa ich pieniędzy została w tych zabytkowych murach. Chętnie by je kupili, jednak w Polsce prawo pierwokupu dzierżawca uzyskuje po 35 latach. Chcieliby, żeby ten czas się skrócił. Gdyby teraz gmina ogłosiła przetarg, nie wiadomo, czy by go wygrali. A to by była poważna strata. Zostawili tu nie tylko spore finanse, ale i kawał życia. Podobny zamek w Boryni Jastrzębska Spółka Węglowa wystawiła na sprzedaż za 1mln 600 tys. – Jakby go dziś wybudować od podstaw, trzeba by wydać 10 mln – szacuje Stefan Wowra.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych