Przekręt na czasie

Zmiana czasu, na którą godzimy się dwa razy w roku, nie ma żadnego sensu. Miała sens może dwieście lat temu. Dzisiaj powoduje straty, zamieszanie i uszczerbek na zdrowiu.

Podobno na zmianę czasu z zimowego na letni wpadł autor konstytucji USA Benjamin Franklin. Gdy był ambasadorem w Paryżu, zauważył, że z powodu niedostosowanej do pory dnia godziny wszyscy śpią, choć słońce było wysoko, wieczorem zaś pracują, oświetlając pomieszczenia świecami. Franklin był nie tylko politykiem i dyplomatą, ale także naukowcem i wynalazcą. Choć nie do końca wiadomo, jak obliczył, że gdyby przesuwać czas na wiosnę „do przodu”, a jesienią „do tyłu”, można by w samym tylko Paryżu zaoszczędzić 30 mln kilogramów wosku rocznie. Wosku, z którego robiono świecie. Pomysł Franklina był jak najbardziej – na tamte czasy – logiczny. Ludzie używali świec, bo funkcjonowali, pracowali, bawili się czy uczyli po zachodzie słońca. Gdyby więc przesunąć godziny wstawania, a co się z tym wiąże także zasypiania, świece nie byłyby w takich ilościach potrzebne.

Raz jest, a raz go nie ma
Pomysł Franklina nie został podchwycony. Dużo później jako pierwsi zrealizowali go Niemcy. To były trudne czasy, I wojna światowa, kryzys i braki w energii, która była potrzebna do produkcji broni i amunicji. W 1916 r. po raz pierwszy w Niemczech przesunięto czas. Obywatele ogarniętego wojną kraju mieli wcześniej chodzić spać, po to, by nie oświetlać swoich mieszkań po zmroku. Chwilę później zmianę czasu wprowadziły inne kraje europejskie. Argumenty o oszczędnościach nie przekonały wszystkich. Mówiono o zamieszaniu w rozkładach jazdy i o tym, że jest całkiem spora grupa zawodów, które wykonywać trzeba niezależnie od umownie ustalonej godziny.

Tarcia między przeciwnikami i zwolennikami zmiany czasu były tak duże, że w wielu krajach czasowo rezygnowano z regulacji zegarków, po to, by po kilku latach do pomysłu wrócić. Tak było także w Polsce. U nas po raz pierwszy przestawiono czas w okresie międzywojennym. Później z tego zrezygnowano. Czas zimowy i czas letni przywrócono pod koniec lat 40., a później znowu z niego zrezygnowano (na prawie 10 lat). W 1957 r. zmianę czasu wprowadzono, ale w 1965 r. znowu zarzucono. Na stałe Polska jest krajem „dwuczasowym” od 1976 r.

Danych o oszczędnościach, jakie mają wynikać ze zmiany czasu, praktycznie nie ma. Istnieją niepewne szacunki, które na dodatek nie są wcale jednoznaczne. Oszczędność energii można policzyć (choć nie jest to takie proste, bo w zimie i w lecie są przecież inne warunki i nie da się tych dwóch okresów przyrównać), ale jak oszacować zamieszanie związane z przestawianiem wskazówek? Pomińmy na razie to ostatnie. Pozostańmy na oszczędnościach energii. Jeden z nielicznych raportów na ten temat wydał ponad 30 lat temu Amerykański Departament Energii (ADE). Z jego obliczeń wynika, że zmiana czasu rzeczywiście oznacza mniejszą konsumpcję prądu.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Tomasz Rożek