Rząd będzie dążył do wejścia Polski do strefy euro w 2011 roku. Będzie to sprawa trudna, ale, naszym zdaniem, możliwa.
Te zaskakujące słowa premiera Donalda Tuska padły podczas zakończonego kilka dni temu Forum Ekonomicznego w Krynicy. Na tę zapowiedź rynek zareagował wzmocnieniem polskiej waluty. Czy polska gospodarka jest w stanie spełnić wyśrubowane tzw. kryteria konwergencji nominalnej określone w traktacie z Maastricht? Będzie bardzo trudno, ale większość ekonomistów chwali pomysł wstąpienia Polski do strefy euro.
Ekonomia przed polityką
Choć wstąpienie do strefy euro ma daleko idące konsekwencje natury politycznej, to jednak warunkiem zmiany waluty jest spełnienie ściśle określonych kryteriów natury ekonomicznej (patrz ramka). Czy jesteśmy w stanie je spełnić? Dzisiaj problemem jest to, że… jesteśmy już kilka miesięcy spóźnieni. Procedura wprowadzania waluty wymaga związania na dwa lata waluty narodowej z euro. To swego rodzaju poczekalnia, w której „mierzy” się stabilność kursu wymiany. Gdy ten waha się powyżej 15 proc., o wspólnej walucie z resztą Europy można zapomnieć. Mechanizm ten nazywa się ERM 2. – Aby Polska mogła wejść do strefy euro w roku 2011, musimy do lipca 2010 roku już dwa lata być w systemie ERM 2. Mamy wrzesień 2008 roku, czyli jesteśmy już 2 miesiące spóźnieni – powiedział w TVN 24 Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP. Choć są wyjątki (Finlandia w ERM 2 „przebywała” o dwa miesiące krócej niż powinna), w przypadku Polski trudno liczyć na preferencyjne warunki. Polska gospodarka, o ile w ogóle spełni warunki wstąpienia do strefy euro, dokona tego z trudem, podczas gdy gospodarka Finlandii nie miała z tym żadnych problemów.
Najgorsza inflacja
Spoglądając na warunki, jakie musimy spełnić, by wstąpić do „Eurolandu”, widać wyraźnie, że nie mamy kłopotu z wysokością stóp procentowych, ani ze wzrostem PKB. Mamy za to zbyt wysoki deficyt budżetowy. Powinien wynosić 3 proc., a w 2008 roku wyniesie 3,7 proc. PKB. Problemem będzie wysokość inflacji. Prognozy mówią, że w roku 2008 inflacja w Polsce będzie wynosiła ok. 4,5 proc. To stanowczo za dużo. Na tak wysoki wskaźnik wpływa wiele czynników. Część z nich ma charakter globalny (drożejąca żywność) i dotyczy całego „Eurolandu”. Są jednak i takie, które są polską specyfiką. Tymczasem ta musi spaść o przynajmniej 1,5 proc. Będzie to trudne, szczególnie w momencie, gdy – długoterminowo – wzrost cen jest u nas wolniejszy niż w reszcie państw unijnych. Zbijanie inflacji może się udać, ale tylko wtedy, gdy podjęte zostaną kategoryczne kroki. – To jest możliwe do zrobienia, ale będzie wymagało restrykcyjnej polityki monetarnej – ocenia Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej. Tylko czy rząd będzie miał siłę, aby zacisnąć pasa? To szczególnie dotyczy zbijania deficytu budżetowego. Oznacza bowiem obcinanie wydatków. Rządowi Tuska przyjdzie to robić w gorącym okresie przedwyborczym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek