Woda jest coraz cenniejsza. I coraz droższa. Czas na oszczędności, bo niebawem może być towarem luksusowym.
Z wodą w Polsce nie jest dobrze. Nie chodzi nawet o to, że mamy wodę marnej jakości, bo ta od kilkunastu lat powoli się poprawia. Niebawem wody może nam po prostu zabraknąć! Dane statystyczne są zatrważające. Pod względem dostępności wody Polska jest w Europie na przedostatnim miejscu – przed Belgią. Oznacza to, że na jednego Polaka przypada rocznie 1580 m sześc.. wody rocznie. Na Ukrainie na jednego mieszkańca wypada 4 tys. m sześc., choć to wciąż mało, za to w Rumunii czy Chorwacji – około 9 tys. m sześc. rocznie. Najwięcej wody w przeliczeniu na mieszkańca mają do dyspozycji Luksemburg, Albania, Węgry, Austria i Łotwa (około 12 tys. m sześc.)! Średnia europejska wynosi tymczasem 4560 m sześc., a światowa 7300 m sześc. na głowę rocznie.
Surowiec strategiczny
Woda teoretycznie jest uznawana za najważniejsze bogactwo kraju. W ustawie z 6 lipca 2001 r. „O zachowaniu narodowego charakteru strategicznych zasobów naturalnych kraju” woda wymieniona jest na pierwszym miejscu – przed węglem, ropą, innymi kopalinami, lasami, zasobami przyrodniczymi. Dopiero jednak prawo unijne zmusza władze do zmian chroniących zasoby wodne i rozsądnego używania wody.
Polska jest już czwarty rok członkiem UE, a prace nad wdrożeniem Ramowej Dyrektywy Wodnej są wciąż zaledwie na etapie projektu. Mimo pamiętnych skutków powodzi stulecia z 1997 roku, dzisiaj wielka woda spowodowałaby straty równie wielkie jak 11 lat temu. Nie powstał bowiem system zbiorników retencyjnych, które utrzymywałyby nadmiar wody w sytuacjach kryzysowych. Polska ma zbyt niskie zdolności retencyjne. Zaledwie na poziomie 6 proc. średniego odpływu rocznego, a powinny być 3–5-krotnie wyższe.
Czysty interes?
Budżet państwa na gospodarowanie wodami przeznaczył w 2007 roku 480 mln zł. Zużycie wody w całej gospodarce wyniosło około 11 mld m sześc.. Zatem nakład na 1 m sześc. wody wyniósł nieco ponad 4 grosze. To w żadnym wypadku nie wystarczy, by utrzymać kosztowną infrastrukturę i stan polskich wód na dotychczasowym poziomie. Tymczasem opłaty ponoszone przez mieszkańców za dostarczenie wody są nieporównywalnie większe. W Katowicach metr sześcienny wody kosztuje 4,13 zł plus 3,23 zł za od-prowadzenie 1 m sześc ścieków. W sumie katowiczanie płacą 7,36 zł za 1 m sześc. A górnośląska metropolia nie należy do najdroższych, jeśli chodzi o opłaty za pobór i zrzut wód. Są miasta i regiony, gdzie płaci się nawet 20 złotych.
Wpływy trafiają do firm zarządzających dystrybucją. Z ich dochodu wciąż jednak nie finansuje się inwestycji w infrastrukturę wodną. Z drugiej strony nikt dotąd nie oszacował majątku, czyli wartości budowli wodnych w Polsce, na których utrzymanie wydaje się co roku 350 mln złotych! System wymaga zmian. Na razie bowiem na przykład elektrownie (nie tylko wodne) czerpią zyski z wykorzystania wody, ale nie są w najmniejszym stopniu zainteresowane zabezpieczeniem zalewisk wodnych, dzięki którym przecież funkcjonują. Producenci energii nie muszą się troszczyć nawet o zapory wodne utworzone na ich potrzeby. Wszelkie inwestycje pozostają w gestii państwa, czyli muszą być finansowane z budżetu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sebastian Musioł