- Po konsekracji łagiewnickiej bazyliki i zawierzeniu świata Bożemu miłosierdziu Jan Paweł II był zmęczony, ale szczęśliwy, bo spełniło się pragnienie jego serca - wspomina emerytowany metropolita krakowski.
Papież chciał ofiarować Polsce coś najcenniejszego, czyli oddać ją, a także cały świat w najlepsze ręce Boga "bogatego w miłosierdzie"?
Nic dodać, nic ująć. To była synteza jakże bogatego, inspirującego nauczania Jana Pawła II podczas całego pontyfikatu. Przecież w prawdzie o miłosiernym Bogu kryje się najważniejsza prawda o człowieku, o jego korzeniach i źródłach, o jego losie po grzechu pierworodnym, o jego zbawieniu i ostatecznym przeznaczeniu. Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa. Człowiek również nie zbawi się, nie ocali swojego losu, jeżeli nie powierzy się miłosiernemu Bogu. Tu dotykamy podstaw naszej człowieczej egzystencji. W tym sensie papież dotykał istoty rzeczy, tego, co najważniejsze. Nie wszyscy to wtedy rozumieli i rozumieją, ale przecież są to fundamenty egzystencji człowieka i świata.
Podróż do Polski i konsekracja bazyliki były dla papieża wielkim wysiłkiem. Wydawało się wręcz, że przewodniczy tej uroczystości ostatkiem sił, a jednocześnie było widać, że bije od niego wielka radość.
Już wielodniowe podróże apostolskie do Polski w 1997 i w 1999 r. były dla papieża dużym wyzwaniem, biorąc pod uwagę jego wiek, przebyte choroby, a także zbrodniczy zamach na jego życie na placu św. Piotra 13 maja 1981 r., który znacznie podciął jego siły. Wtedy Matka Boża ocaliła mu życie, bo był potrzebny Kościołowi i światu, ale kula, która przeszyła jego ciało, zostawiła swoje ślady. Podróż do Polski w 2002 r., choć znacznie krótsza niż poprzednie, stanowiła znaczące wyzwanie. Podczas konsekracji łagiewnickiego sanktuarium, po kilkugodzinnych ceremoniach, Jan Paweł II był po ludzku niezmiernie zmęczony, wyczerpany, ale jakże szczęśliwy. To było widać po wszystkim, gdy nie były już na niego skierowane kamery telewizyjne. Był szczęśliwy, bo spełniło się pragnienie jego serca. Byłem przy nim cały czas i widziałem jego twarz.
Akt zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu był autorską myślą Jana Pawła II czy może efektem długich dyskusji i przemyśleń?
Ojciec Święty przez cały pontyfikat spotykał się i rozmawiał z wieloma osobami, nie tylko z pracownikami Kurii Rzymskiej. Wsłuchiwał się w różne głosy, był otwarty na różne propozycje. Wiedział, co przeżywają Kościół i świat. Trzymał rękę na pulsie, ale patrzył szerzej, dalej i głębiej. Przede wszystkim sam przeżywał wszystko przed Bogiem. Modlitwa stanowiła istotny wymiar życia i pasterskiej posługi Jana Pawła II. Taki był styl jego kapłańskiej i papieskiej służby. Z pewnością w tym kontekście zrodziła się w jego sercu myśl, by zawierzyć świat Bożemu miłosierdziu. Konsekracja łagiewnickiej świątyni, a więc miejsca, skąd wyszła "iskra miłosierdzia", stanowiła wyjątkową okazję, by dokonać aktu zawierzenia. Ojciec Święty sam ułożył modlitwę zawierzenia w Watykanie, przygotowując się do podróży. Niewątpliwie inspirował się słowami przekazanymi św. Faustynie przez Jezusa, zapisanymi w jej "Dzienniczku": "Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego" (n. 699).