Niemiecki Bundestag przyjął ustawę dotyczącą tzw. testamentu życia. Pełnoletni Niemcy będą mogli wydać pisemne dyspozycje, czy i jak chcą być leczeni, gdy nie będą w stanie wyrazić swojej woli.
Nad wykonaniem „testamentu życia” ma czuwać opiekun lub pełnomocnik chorego. On dopilnuje, by lekarze postąpili ściśle z wolą wyrażoną w „testamencie życia”. Nawet gdyby oznaczało to śmierć pacjenta. Ustawa o „testamencie życia” oznacza zalegalizowanie w Niemczech eutanazji, dlatego to niebezpieczne prawo i budzi wątpliwości.
Przewodniczący Niemieckiego Episkopatu abp Robert Zollisch zauważył, że pacjenci w śpiączce czy cierpiący na demencję nie są w fazie umierania, więc „testament życia” ich nie powinien obejmować. Przypomniał też, że czym innym jest teoretyczne założenie co do przyszłej decyzji, a czym innym podjęcie jej w konkretnej sytuacji. Jeden z parlamentarzystów, chadek Huber Hueppe, stwierdził jasno: umierania nie można uregulować. Życie jest bogatsze niż regulaminy, mawiają doświadczeni w tego typu sprawach ludzie.
W wielu wypadkach trudno będzie dokładnie spełnić wolę zapisaną w „testamencie życia” i trzeba będzie odwołać się do jej interpretacji. Być może też, gdy chory zechce zmienić swój „testament życia”, ktoś będzie wykazywał, że cierpi na zaawansowaną demencję i nie jest w stanie wyrazić własnej woli. Gdy rezygnuje się z bezwzględnej ochrony życia, znajdzie się furtka, by w majestacie prawa człowieka zabić.
Czytaj codzienne komentarze w portalu wiara.pl
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura, redaktor naczelny portalu wiara.pl