Ukraina: Batalion Kobiet liczy już 2,5 tys. osób, są wśród nich Polki

Musimy pomagać naszym wojskowym - naszym mężom, braciom i ojcom. W ciągu trzech miesięcy dołączyło do nas 2,5 tys. kobiet, których cały wysiłek i poświęcenie są dziś skoncentrowane na wschodzie Ukrainy - mówi w rozmowie z PAP Alona Danyłowa, założycielka organizacji Batalion Kobiet (Women's Battalion).

"W moim przypadku jest to mąż i 18-letni brat" - mówi Danyłowa, odpowiadając na pytanie o znajdujących się na froncie członków jej rodziny. "Przed powołaniem organizacji znałam pięć z jej obecnych członkiń. Szybko skrzyknęłyśmy koleżanki i w pierwszych dniach było nas 50. Dziś Batalion Kobiet tworzy 2,5 tys. dziewczyn - podstawę stanowią mieszkające w kraju i za granicą Ukrainki, ale jest wśród nas także wiele osób spoza Ukrainy, w tym Polki" - wyjaśnia rozmówczyni PAP.

Sytuacja na Ukrainie: Relacjonujemy na bieżąco

Podstawowymi celami Batalionu Kobiet są wspieranie ukraińskiej armii sprzętem nieśmiercionośnym oraz przypominanie społeczności międzynarodowej o tym, że wojna na Ukrainie wciąż trwa. "Ściągamy na Ukrainę sprzęt, który nie jest bronią - noktowizory, ochraniacze, generatory prądu i inny nieśmiercionośny sprzęt taktyczny. Mamy listę konkretnych produktów, o których żołnierze informują nas, że są potrzebne" - tłumaczy.

"Przy przewożeniu sprzętu przez granicę pokazujemy dokumenty wystawione przez oddziały, do których ma on trafić. Tak współpracowałyśmy m.in. z pułkiem Azow - ich dowódca wystawiał pisma, w których potwierdzał, że ten konkretny, dajmy na to, noktowizor jest im potrzebny. My próbowałyśmy go potem zdobyć i wtedy - mając taki dokument - bez problemów przewoziłyśmy (sprzęt) przez granicę" - wyjaśnia założycielka organizacji.

Mówiąc o prowadzonej przez Batalion kampanii informacyjnej, Danyłowa wskazuje, że podstawową platformą są media społecznościowe. "Tam promujemy to, co robimy, szerzymy wiedzę na temat sytuacji w kraju i zbieramy środki na pomoc dla wojska" - podkreśla. "Ludzie muszą po prostu zrozumieć, że Ukraina jest sercem Europy, że wojna musi być nadal światowym tematem numer jeden, a nie - jak obecnie - problemem jednym z wielu. Putin, jeśli nie zostanie zatrzymany tutaj, pójdzie przecież dalej" - apeluje kobieta.

Zapytana o problemy, z jakimi borykają się obecnie wolontariuszki, rozmówczyni PAP przyznaje, że "największym wyzwaniem jest to, że ludzie są zmęczeni, przyzwyczaili się do wojny i bardzo trudno jest pozyskiwać środki na wsparcie armii". "Na początku problem polegał na tym, że miałyśmy dużo pieniędzy, ale nie mogłyśmy nic za nie kupić, bo popyt na sprzęt był tak ogromny. Dziś sytuacja się odwróciła - sprzętu jest dużo, a pieniędzy mało" - dodaje.

"Ukraińcy, którzy tak mocno pomagali na początku, wyczerpali swoje środki. Tak ważne jest więc dla nas zwracanie się do obywateli innych państw" - wyjaśnia Danyłowa.

« 1 »