Proboszczowi nie wypada szpanować. Oj, gdybyż to wszyscy rozumieli...
Zdjęcia sprzed kilku lat, wspomnienia, skojarzenia. I tak przypomniał mi się Wolfgang. Był wikarym w bawarskiej parafii, gdzie przez jakiś czas zastępowałem proboszcza. Przedziwny człowiek. I bardzo sympatyczny. Niecodzienna była jego droga przez życie. Nie poznałem wszystkiego – zresztą po co? Nawet o sobie wszystkiego nie wiem. Ale Wolfgang zanim został księdzem, był oficerem w niemieckiej armii. Znając jego usposobienie, raczej pacyfistyczne i na pewno miłujące osobistą wolność, nie całkiem pojmowałem, jak on tam się znalazł. Potem (może przedtem, nie wiem na pewno) miał na Florydzie knajpkę – prowadził interes razem ze swoją „przyjaciółką”, no bo to nie była żona.
A już naprawdę potem przyszedł czas na studia teologiczne i przygotowanie do kapłaństwa. Dlaczego o tym wszystkim piszę? No bo widziałem ze swojego okna. Trzy cechy ks. Wolfganga zwracały uwagę. Na pierwszy rzut oka widać było jego hondę accord – full wypas, jak mówią młodzi. Bawiły mnie automatycznie domykające się drzwi, a silnik zapierał dech w piersiach, bo przyspieszenie wciskało w miękki fotel. Druga cecha – to realistyczne, acz z humorem i dystansem traktowanie codzienności. Trzecia cecha – to otwartość na ludzi, życzliwość – i to taka nieomal słowiańska. Lubili go więc parafianie. A on wieczorem, zamiast zjeść kolację na plebanii, wiózł mnie swoją hondą do jakiejś kolejnej restauracyjki w bliższej czy dalszej okolicy.
Ze wszystkimi właścicielami tych niewielkich lokali był po imieniu. Lubił szpanować – i samochodem, i znajomościami. A potem, już w domu, odmawialiśmy brewiarz. Wieczorem nieszpory, rano jutrznię. Ta wspólna jutrznia to była norma z każdym księdzem w tamtych stronach. Przez kilka lat nie widzieliśmy się. Został proboszczem w takim górskim zakątku. Odwiedziłem go kiedyś. Na podwórku stał biały golf. Wyposażenie średnie. Pytam: Wolfgang, to twoje? „Moje”. Spostrzegł me niedowierzanie i dodał: „No wiesz, ja już jestem proboszczem”. Zrozumiałem – proboszczowi nie wypada szpanować i powinien żyć na średnim standardzie. Oj, gdybyż to wszyscy rozumieli... A nie rozumieją. I jeszcze coś. Ile razy rozstawaliśmy się na dłużej, Wolfgang prosił: „Thomas, pamiętaj, pomódl się za mnie”. Znał i celebrował swoją pozycję. Ale życie nauczyło go pokory. Więc pamiętam, bo nieczęsta to prośba.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów