Stabilność jest nieodzownym warunkiem budowania wspólnoty. A to pasterz wspólnotę buduje
Rzadko już bywam w Tatrach, ale raz w roku jadę do Zakopanego na groby bliskich. Jak mi się uda, to „na chwilę” w góry. No i się udało. Zaszedłem do pasterskiego szałasu, już koniec sezonu. Pochwaliłem Boga. Baca, nie patrząc nawet, odezwał się: „Jegomościu, siednijcie tamok”. Zapytałem, skąd wie, żem jegomość. „Ady to widać”. Rozmowę na temat pogody urwał zaraz i zapytał: „Jegomościu, co to jest ta kadencyjność probosców? Jakosi tak mówili w radiu”. Wytłumaczyłem. Podjął temat.
„Biskup to je jak baca. Jegomość jak juhas. A jak mi sie juhasy trzy razy w sezonie zmieniajom, to mi owce do cna głupiejom. Zmieniajom sie, bo teraz mało juhasów, co by owce kochali”. Usiadł na ławie, pomilczał i zaczął: „Wiecie, jegomościu, taki kadencyjny juhas to owce ino pogonić potrafi, ale paść to ani-ani. Nie dej, Boze, poganicy w parafiji” – westchnął. Na moje pytające spojrzenie odpowiedział: „Jegomościu, toć i w Ewangeliji napisane, ze chorom trza opatrzyć, słabom chronić. A wydoić i ostrzyc tyz trza umieć. Bo jak dojki ponadrywo to nic mieć nie byndzie...”. Panie Andrzeju! – skarciłem go delikatnie. „A co, doić i strzyc tyz trza umieć. Nos jegomość to umie, hej, umie”. A długo już u was jest? „Juz dwadzieścia roków. Wszystkich poznoł. Wie, kogo pogonić, a kogo pogłoskać. Wie, z kim wypić, a kierom poboćkać. Doić nos juz nie musi, ludzie sami przyniesom. A do telo dobry, co Pón Jezus”.
Dyktafonu ze sobą nie miałem, wracając do klasztoru, powtarzałem rozmowę w pamięci i zaraz zapisałem, z nadzieją, że uczyniłem to wiernie. Ale i do myślenia dał mi pan Andrzej. Bo ja to właściwie jestem proboszcz kadencyjny. 4 lata, 3 i 8. Teraz już 16 – to już dwie kadencje! Nie wynikało to z jakichś reguł, a tylko ze zbiegu przeróżnych okoliczności. I nie było to dobre! Zwłaszcza dla parafii. Mam porównanie, gdy w Nowym Świętowie zaczął mi się siedemnasty rok. Stabilność jest nieodzownym warunkiem budowania wspólnoty. A to pasterz wspólnotę buduje. Konieczne jest wzajemne zrozumienie, zaufanie, współpraca duchowa i materialna. To wszystko wymaga czasu. I poczucia stałości, wierności jakby małżeńskiej – pasterza i parafian. Tymczasem ja, ukształtowany moją tymczasowością, potrafię czasem chlapnąć wobec parafian: Ja nie jestem stąd, ja tu tylko pracuję. Proboszcz musi być „stąd” i owce pokochać.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów