Bardzo stara poczta

Nie każdy mógł wsiąść do dyliżansu pocztowego. Nie mogli z niego korzystać ludzie ważący więcej niż 50 kilogramów, osoby z widocznymi krostami, podróżujący z małymi dzieci oraz zwierzętami. 18 października mija już 450. rocznica założenia Poczty Polskiej.

Przemysław Kucharczak

|

20.10.2008 10:34 GN 42/2008

dodane 20.10.2008 10:34

Podróż dyliżansem pocztowym była też zabroniona dla osób cierpiących na „palpitację”. Sądzimy jednak, że tak naprawdę mogło chodzić o padaczkę – mówi Ewa Pluta z Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu.

Podróż w przykrym zapachu
Jubileusz świętują pocztowcy w całym kraju. W czerwcu podarowali jasnogórskiemu sanktuarium replikę ogromnej kolubryny, czyli ważącej 4 tony armaty z czasów potopu szwedzkiego. Zafundowali ją ze swoich składek. Tablica umieszczona pod spiżową paszczą wielkiego działa informuje o 450-leciu ich firmy. Bo dokładnie 450 lat temu król Zygmunt August podpisał dokument, powołujący Pocztę Polską. „Ustanawiamy tak zwaną pocztę, to jest rozstawne konie Kraków–Wenecja, kursującą stale w oznaczonych okresach, latach i dniach” – napisał 18 października 1558 roku.

Przez Polskę zaczęły wtedy mknąć pocztowe powozy, zapakowane po dach listami, paczkami i... podróżnymi. – Dla podróżnych to nie była przyjemność. Dróg nie było, trzęsło strasznie – mówi Ewa Pluta. Opowiada o wspaniałych pocztowych dyliżansach, które z czasem zastąpiły zwykłe bryczki na poczcie. Jeden taki dyliżans, w którym mieściło się 23 pasażerów, można dzisiaj oglądać we wrocławskim muzeum. – Nie dla wszystkich pasażerów było też przyjemne, że w dyliżansach spotykali się ludzie różnych stanów. Naprzeciw siebie musieli pewnie nieraz usiąść duchowny i pani lekkich obyczajów. W dodatku ten zapach, który trzeba było znosić przez siedem dni jazdy... Proszę pamiętać, że poziom higieny był wtedy znacznie niższy – opowiada z pasją.

W tej sytuacji lepiej mieli podróżni, którzy wykupili miejsca na dachu. Przynajmniej latem, kiedy nie trzeba było znosić mrozu. Bo przed deszczem można się było częściowo zabezpieczyć, rozpinając nad sobą daszki z płótna. Dyliżanse mogły jechać szybko, bo po drodze czekały na nie świeże, wypoczęte konie. Gdy pocztylion zbliżał się do stacji przeprzęgowej, podnosił do ust trąbkę i dął w nią z całych sił. Załoga stacji wyprowadzała wtedy świeże konie, żeby pocztylion, gdy nadjedzie, nie tracił czasu. – Los koni dyliżansowych był jednak smutny. Pocztylioni nie dbali o nie. Nie kupowali dla nich tyle karmy, ile powinni. Zmuszane wciąż do długiego galopu, szybko odchodziły z tego świata – opowiada Ewa Pluta.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Przemysław Kucharczak