Jeśli brakuje moralności, zaczyna interweniować państwo
Październikowy kryzys na rynkach finansowych uruchomił w Polsce lawinę publikacji poświęconych kapitalizmowi, a dokładniej, jego obronie, tak jakby publicyści obawiali się, że polskie społeczeństwo zacznie marzyć o socjalizmie, a nawet o komunizmie. Spadki notowań na światowych giełdach, łącznie z warszawską, spadająca wartość złotówki, niepokój o oszczędności ulokowane w funduszach inwestycyjnych wywołują w licznych komentatorach nie tyle niepokój o los Polaków, ile o ich świadomość. W trosce o to, by nie wróciły PRL-owskie sentymenty, bronią więc głównie kapitalizmu i prywatnej własności przed potencjalnymi, lewicowymi krytykami.
Mam wrażenie, że zaklinanie rzeczywistości – to nie kapitalizm, a socjalizm „ma kłopoty” – dowodzi małej wiary w rozsądek czytelników. Tylko doktryner może obawiać się, że interwencje rządów USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, czy Włoch, które miliardy dolarów, funtów i euro wpompowują w banki i instytucje finansowe, oznaczają upadek kapitalizmu i liberalnej gospodarki. W rzeczywistości przechodzimy znakomitą lekcję praktycznego kapitalizmu, który jest czymś znacznie bardziej skomplikowanym niż proste schematy wyjaśniające wszystko za pomocą dwóch, trzech słów-wytrychów: prywatna własność, wolny rynek i państwo z zakazem interweniowania w gospodarkę.
W praktycznym kapitalizmie zdarzają się różne sytuacje. Czasami rządy nawet najlepiej rozwiniętych państw ze świetnie funkcjonującą gospodarką ratują, jak widać, swoje społeczeństwa czy instytucje finansowe przed dramatycznymi skutkami kryzysu, na przykład dotując stocznie, czy przejmując część udziałów w zagrożonych upadkiem bankach. Oczywiście dzięki środkom pochodzącym od podatników. I takie działanie nie jest, moim zdaniem, ani budowaniem socjalistycznego państwa, ani powrotem do komunizmu. Mam wrażenie, że większość naszych alarmistycznych komentarzy to wyraz frustracji doktrynerów – nuworyszy, którzy dziwią się, że ich proste rozumienie wolnego rynku nie wyjaśnia tego, co dzieje się dzisiaj. To tylko w polskiej debacie publicznej wystarczy kilka słów – własność, zysk i rynek – by wszystkie gospodarcze, społeczne, a nawet polityczne problemy zostały rozwiązane. Pytania o upadające stocznie, KRUS, politykę rolną, płacę minimalną, służbę zdrowia i wiele innych prowadzą u nas do jednej odpowiedzi – tylko prywatne i wyłącznie rynkowe.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN