Nigdzie nie krzyczę, że jestem katolikiem i służę Bogu. Staram się działać zgodnie z sumieniem i głębokim przekonaniem – mówi o sobie prof. Władysław Bartoszewski.
19 lutego wybitny historyk, pisarz, publicysta skończył 85 lat. Okazja do świętowania była podwójna, bo prof. Bartoszewski świętował także 65-lecie działalności publicznej. Uroczystości rozpoczęła Msza św., którą w intencji jubilata w kościele Środowisk Twórczych Warszawie odprawił nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk. Po nabożeństwie na Zamku Królewskim odbyło się spotkanie z udziałem znakomitych gości, wśród których znaleźli się, obok nuncjusza apostolskiego, m.in. ambasadorzy Niemiec i Izraela.
Władysław Bartoszewski jest rodowitym warszawiakiem. Urodził się w stolicy 19 lutego 1922 roku i tu spędził całe swoje życie. Jego życiorys jest niezwykle bogaty. Niektórzy żartobliwie twierdzą, że można nim obdzielić kilka osób. Był oficerem AK, uczestnikiem powstania warszawskiego, współtwórcą Rady Pomocy Żydom „Żegota”. Następnie działaczem katolickim, znanym historykiem i wykładowcą na kilku uniwersytetach polskich i niemieckich, wreszcie politykiem i dyplomatą – w III RP dwukrotnie pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych.
Za swoją działalność został uhonorowany najwyższymi odznaczeniami państwowymi. W 1995 r. otrzymał Order Orła Białego, a w 2001 r. Wielki Krzyż Orderu Zasługi RFN za pracę na rzecz pojednania między Niemcami, Polakami i Żydami. Jest jednym z pierwszych Polaków, któremu jerozolimski instytut Yad Vashem przyznał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Od papieża Benedykta XVI otrzymał order Grzegorza Wielkiego. – Nigdy nie spodziewałem się honorowego obywatelstwa Izraela i własnego krzewu w Yad Vashem. To jest ponad miarę. Bogu dziękuję za łaskę długiego życia i za dar zdrowia – mówi o swoich życiowych osiągnięciach.
Życie nie oszczędzało mu też bolesnych doświadczeń. Prof. Bartoszewski był więźniem Auschwitz, w czasach PRL był inwigilowany i kilkakrotnie więziony za przekonania, a w czasie stanu wojennego został internowany. – Nie bolało mnie, że polscy wykonawcy woli KGB zamykają mnie w więzieniach, rewidują czy podsłuchują. 418 mundurowych i 56 tajnych współpracowników zajmowało się moją osobą. To nie jest takie ważne! Ważne i najbardziej bolesne jest to, że nikt z tego batalionu osób, które mnie inwigilowały lub prześladowały, teraz, w epoce wolności, nie zdecydował się do mnie napisać choćby anonimowego listu z przeprosinami – mówi dziś. Ale i te doświadczenia były dlań niczym wobec niedawnych oskarżeń o zdradę Polski ze strony Antoniego Macierewicza czy okrzyków ultraprawicowych polskich parlamentarzystów: „Bartoszewski i Oleksy do gazu!”.
– Kierowałem się zawsze głosem sumienia i to pomagało mi podejmować rozsądne decyzje. Nikogo publicznie nie okłamywałem, nie obiecywałem rzeczy niewykonalnych bez względu na to, jaki urząd sprawowałem. Starałem się wykonywać moje zadania jak najlepiej – podsumowuje swoje życie prof. Bartoszewski w wywiadzie dla KAI. I wyznaje, że kiedyś, po jak najdłuższym życiu, pragnie spocząć na warszawskich wojskowych Powązkach, bo – jak mówi – „zawsze cenił sobie dobre towarzystwo”. Nasza redakcja życzy prof. Władysławowi Bartoszewskiemu jak najdłuższego życia w dobrym zdrowiu w otoczeniu życzliwych i jak on porządnych ludzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - komentarz Wiesława Dąbrowska-Macura