Mikołaj nie przypomina ani hollywoodzkiego krasnala, pokrzykującego przez komin, ani aureolka nie oświetla mu pastorału. W plastikowym worku niesie puszki. Z tych puszek będą prezenty dla biednych jak on sam.
Gdy jest ładna pogoda – w miarę ciepło i nie pada – wstaje skoro świt. Nie czeka nawet na śniadanie, za które w noclegowni starcza chleb i parówkowa. Jedna puszka, dwie, trzy. – Jeśli ktoś chce pracować, będzie pracować – mówi. Siódma puszka, dziewiąta. Z brudnych ulic Pragi idzie ku torom. Torowiska to puszkowe eldorado. Jedenasta, dwunasta, piętnasta. – Ludzie wyrzucają z pociągów, ja zbieram.
Taki ekolog ze mnie – podśmiewa się. Mija godzina. Puszek jest ponad trzydzieści. Mijają dwie. Za barkiem szybkiej obsługi, przy śmietniku, przy sklepie. Czterdzieści jeden puszek, czterdzieści sześć. Godzina dziewiąta. – No i mamy kilogram. Wiesz, ile wchodzi na kilogram? Prawie pięćdziesiąt. To całe pięć złotych. Będzie na znaczek. Połowę znaczka właściwie. Bezdomny Mikołaj od kilku lat wysyła paczki potrzebującym: ubrania, żywność. To, co uda się zebrać, lub to, co przekażą mu dobrzy ludzie.
Niesmowityś pan jest
Po raz pierwszy umawiam się z Mikołajem tuż obok Dworca Wschodniego. Spóźniam się pięć czy dziesięć minut. On, mimo wczesnej pory, jest już na miejscu. – Harcerz się nie spóźnia – lekko mnie beszta. – Nie byłaś w harcerstwie? A szkoda. Ja jestem już pięćdziesiąt lat. Niezależny Ruch Harcerski „Orlęta”. Znasz? Szkoda, szkoda. Harcerstwo uczy odpowiedzialności i punktualności. – Mikołaj, jest jeszcze jakiś bezdomny harcerz w Polsce? – O, pewnie jest wielu. Ale większość zapomniała, że są harcerzami.
– Zjesz śniadanie? – pytam. – Nie, jadłem już w domu, no wiesz, w noclegowni. Gdy proponuję herbatę w przydworcowym barku-baraku, zgadza się niechętnie. Z oporami siada na plastikowym krześle, wciąż niepewnie zerka na stojącą za ladą ekspedientkę. Rozkręca się, gdy po chwili rozmowy kobieta nie wytrzymuje i przerywa: – Jejku, niesamowityś pan jest. Przyjdź pan tu po niedzieli, też tym bidakom coś przyniosę.
Skarby Mikołaja
„Jego” rodziny pochodzą z całej Polski. Na ponad setce odcinków z poczty nazwiska, daty, adresy. Południe, centrum, wschód, Pomorze. Z odcinkami Mikołaj się nie rozstaje. Kiedy je przegląda, wie, kim kto jest i dlaczego zgłosił się po pomoc. – Zobacz, tu jest niepełnosprawne dziecko, a tu chory ojciec. Ci mają dziesięcioro dzieci i oboje są na rencie. A tu umarła matka – opowiada o ludziach, których… nigdy nie widział. – A skąd ty, Mikołaj, ich wszystkich wynajdujesz? – Albo mało biedy w świecie? O tu, w gazecie, znajduję ogłoszenia – prośby. Czasem na kogoś trafiam. Przypadkiem się słyszy to czy tamto. Biedy jest dużo. Jak się chce, to się ją znajdzie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska