Rzecznik rządu Borisa Johnsona zrzuca odpowiedzialność na Kijów, ale w Wielkiej Brytanii narastają protesty. Także dorośli uchodźcy mają problemy z dostaniem się na Wyspy.
Sprawę opisała dziś w "Avvenire", największym włoskim dzienniku katolickim, Angela Napoletano. "Od piekła wojny do czyśćca oczekiwania na wizę do Zjednoczonego Królestwa" - pisze. "To historia 500 dzieci, którym nikt nie towarzyszy, a które od jakiegoś czasu czekają, by dowiedzieć się, czy i kiedy będą mogły postawić stopę na Wyspach Brytyjskich".
Najpierw sytuację opisał jednak dziennik "Guardian", który ujawnił kolejną wadę programu "Domy dla Ukrainy", opracowanego przez rząd Borisa Johnsona. Inicjatywa, krytykowana już wcześniej za zawiłość i bałagan, ma regulować zasady przyjmowania uciekinierów w domach Brytyjczyków.
Kiedy projekt został uruchomiony 14 marca, przewidywał także rozwiązania dla podróżujących samotnie nieletnich. Szacuje się, że w ten sposób do Wielkiej Brytanii trafiło 25 nieletnich.
Dziś jednak projekt zakłada, że do kraju mogą być przyjmowane tylko te dzieci, którym towarzyszą dorośli, lub te, które chcą dołączyć do opiekuna prawnego w Wielkiej Brytanii. Co jednak z tymi, które wcześniej złożyły wniosek o wizę? "W większości przypadków są to nastolatkowie, którym samodzielnie udało się uruchomić procedurę online. Niektórzy są jeszcze w Ukrainie, inni czekają w sąsiednich krajach UE, do których uciekli. Odpowiedź nie nadchodzi" - pisze A. Napoletano.
Beth Gardiner-Smith, prezes angielskiej organizacji pozarządowej Safe Passage, alarmuje: "Zbyt wiele dzieci tkwi w zawieszeniu. To stan, który naraża je na niebezpieczeństwo i wykorzystanie. Wszystko to jest niedopuszczalne".
Rzecznik rządu odpowiada na krytykę, przypisując winę za zaistniałą sytuację Kijowowi: "Rząd ukraiński jasno powiedział, że woli, aby dzieci nie były zabierane z miejsca swojego pochodzenia bez rodziców".
Do tej chwili na ziemi brytyjskiej wylądowało nieco ponad 60 tys. Ukraińców. Wniosek o wizę złożyło natomiast ok. 140 tysięcy.
baja /Avvenire