Uważaj, co mówisz przy rodzinnej kolacji. Żony bywają baaardzo dosłowne.
Wczoraj wieczorem dyskutowaliśmy jak zwykle z żoną o tym i o tamtym – napisał do nas zdruzgotany Kazimierz Maciągowski z Kurozwęk, – Doszliśmy w końcu do niezmiernie delikatnego tematu eutanazji. Rozmawiając o wyborze między życiem i śmiercią, powiedziałem stanowczo: – Kochanie, nie pozwól mi żyć w takim stanie, bym był zależny od jakichkolwiek urządzeń i karmiony przez rurkę z jakiejś butelki! Jeśli przyjdzie mi znaleźć się w takiej sytuacji, lepiej odłącz mnie od urządzeń, które trzymają mnie przy życiu. Żona wstała, wyłączyła telewizor i peceta, a piwo wylała do zlewu. Oszalała???
Panie Kazimierzu, łączymy się z panem w bólu…
Podobny problem w czasie rodzinnej kolacji zaobserwował Ryszard Jamochłon z Grudziądza: W czasie kolacji żona dotknęła mnie do żywego – pisze do nas załamany. – Wyciągnęła z portfela zdjęcie i powie-działa: – Poznajesz człowieka na fotografii? Tak – odpowiedziałem – Dobra. Dzisiaj o 16.00 odbierzesz go z przedszkola. Skończyło się kłótnią – pisze pan Jamochłon. – Żona ryknęła na mnie: Natychmiast wychodź spod tego stołu! – Nie wyjdę! – odburknąłem. – Mówię ci wyłaź! – Nie wyjdę! Chłop musi mieć swoje zdanie!
Panie Jamochłon, tak trzymać!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
(mat)