Wyjaśnienia Agcy odsłaniają wiele z kulis przygotowań oraz organizacji zamachu na Jana Pawła II. Nie odpowiadają jednak wprost na pytanie, kto zlecił mafii tureckiej oraz bułgarskim służbom specjalnym jego organizację.
Sąd jednak był bezradny, gdy Agca w czasie procesu zaczął wszystkiemu zaprzeczać, przedstawiając kolejne, coraz bardziej absurdalne wersje wydarzeń. W takiej sytuacji Sedat Sirri Kadem mógł na sali sądowej, spoglądając na swoje zdjęcie zrobione w czasie zamachu, powiedzieć z uśmiechem na twarzy, że nie rozpoznaje osobnika z fotografii i nie ma pojęcia, kto to jest. Podobne zeznania złożył Omer Ay. A Agca konsekwentnie wypierał się kontaktów z nimi i twierdził, że obciążył ich wcześniej bezpodstawnie. Agca rzeczywiście kłamał i kręcił ustawicznie, ale czy nigdy nie powiedział prawdy? Od wielu miesięcy czytam jego wyjaśnienia, także wiele z tych nigdy niepublikowanych, i mam wrażenie, że Agca w pewnym momencie zastosował się do reguł gry, którą mu wyznaczono. Po prostu zrozumiał, że nikt od niego prawdy nie oczekuje.
Wskazuje na to sposób, w jaki starano się zdyskredytować ślad bułgarski. Agca przekazał w swych wyjaśnieniach tyle szczegółów na temat Bułgarów, że nie można tego było po prostu pominąć, jak zrobiono z wątkiem sowieckim. W trakcie procesu została wymyślona historia, że Agcę do mówienia o Bułgarach zainspirowali funkcjonariusze włoskiego wywiadu wojskowego SISMI, którymi kierował Francesco Pazienza. Rzeczywiście Agca w pewnym momencie zaczął o nim opowiadać, choć nie ma żadnych dowodów na to, aby kiedykolwiek się spotkali. W czasie procesu Pazienza siedział w amerykańskim więzieniu, oskarżony o różne machinacje i związki z masońską lożą P 2. Faktem jednak jest, że jeśli ktoś Agcy podpowiadał, aby skompromitował swoje poprzednie zeznania, to nie byli to ludzie komunistycznych służb, ale z zachodnich instytucji.
Ci pierwsi mogli co najwyżej Agcę postraszyć, że jeśli nadal będzie obciążał Bułgarów, zginą on i jego rodzina. Natomiast intryga ze wskazaniem na włoskie służby jako inspiratorów bułgarskiego śladu mogła być wymyślona tylko z udziałem ludzi z aparatu włoskiego państwa. Dlaczego mogło im zależeć na zatarciu bułgarskiego śladu? Z przezorności. Gdyby został potwierdzony, nieuchronnie musiałoby paść pytanie, kto stał za Bułgarami. Było bowiem rzeczą oczywistą, że im śmierć papieża nie była do niczego potrzebna, podobnie jak Turkom. Agca nigdy nie wspomniał o jakichkolwiek ideowych motywach swego działania. Mówił jedynie, że on i jego towarzysze podjęli się zabicia papieża dla pieniędzy. Jeśli więc było płatne zlecenie, musiał być także zleceniodawca, który miał istotny powód, aby ryzykować podjęcie takiej akcji. Lepiej zrozumie się dylematy Włochów, jeśli się pamięta, że do lutego 1984 r. na czele Związku Sowieckiego stał Jurij Andropow, który w okresie, gdy zamach był przygotowywany, kierował KGB. Udowodnienie bułgarskiego śladu oznaczało rzucenie wyzwania przywódcy sowieckiego supermocarstwa. Nikomu na tym nie zależało. Dlatego ślad bułgarski w czasie procesu 1985/1986 konsekwentnie kompromitowały także zachodnie media oraz przedstawiciele zachodnich służb specjalnych.
Andrzej Grajewski/Gość Niedzielny