Najstraszniejsze jest to, kiedy człowiek popełnia zbrodnię odwołując się do Boga. A z taką sytuacją mamy do czynienia teraz, ze strony Rosji i jej Cerkwi – mówi ks. Siergiej Dmitriew z Prawosławnego Kościoła Ukrainy.
Czy można mieć nadzieję, że dla Watykanu, w najbliższym czasie głównym partnerem w tej części Europy w relacjach ekumenicznych przestanie być Moskwa a stanie się Kijów?
To jest poważny problem, wymagający rewizji priorytetów w dialogu ekumenicznym ze strony Stolicy Apostolskiej. Dziś takiej świadomości tam nie widać. Kiedy wybuchła wojna, to nuncjusz apostolski w Kijowie abp Visvaldas Kulbokas spotkał się z metropolitą Onufrym zwierzchnikiem Ukraińskiego Kościoła podlegającego Patriarchatowi Moskiewskiemu, a nie spotkał się do dziś metropolitą Epifaniuszem, głową niezależnego od Moskwy Prawosławnego Kościoła Ukrainy. To bardzo poważny błąd.
Do dziś jest absolutna blokada kontaktów z Prawosławnym Kościołem Ukrainy ze strony Watykanu. Mimo, że przyjeżdżał na Ukrainę kard. Konrad Krajewski, to też z nikim z naszego Kościoła się nie spotkał. Nie otrzymujemy stamtąd żadnej pomocy, nawet za pośrednictwem Caritas. Otrzymujemy owszem pomoc z Polski, ale za pośrednictwem organizacji pozarządowych: Stowarzyszenia Solidarności Globalnej i Centrum Wolontariatu ks. Mieczysława Puzewicza z Lublina.
A tymczasem Prawosławny Kościół Ukrainy jest Kościołem najbardziej obecnym na wschodzie kraju, tam gdzie toczą się najcięższe walki i najbardziej potrzebna jest pomoc. Np. w Okręgu Donieckim są tylko dwa kościoły katolickie, a setka naszych. Nasi kapłani mogliby najlepiej tę pomoc z Zachodu dystrybuować, gdyż mają najlepsze rozeznanie.
Jesteśmy też Kościołem o bardzo silnym autorytecie społecznym, mającym najwięcej wiernych na Ukrainie. W świetle badań z ubiegłego roku Prawosławny Kościół Ukrainy posiadał 15 mln wiernych, a teraz jest ich jeszcze więcej. To wszystko może posłużyć jako instrument umożliwiający skuteczną pomoc ludziom. A jeśli chcecie pomagać Ukrainie, to ważne jest, aby trafiła ona do tych, którzy najbardziej jej potrzebują. A to Prawosławny Kościół Ukrainy gwarantuje.
Polską granicę przekroczyło już 2, 4 mln uchodźców z Ukrainy. Jak prezentuje się opieka duszpasterska nad tymi z nich, którzy należą do Prawosławnego Kościoła Ukrainy?
W Polsce 70 % wojennych uchodźców z Ukrainy to nasi wierni. A tymczasem nie ma ani jednego kapłana, który by się nimi opiekował. Kiedy nasi wierni pojawiają się w cerkwiach Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, to bywa, że nie są im udzielane sakramenty. A to dlatego, że polskie prawosławie, podobnie jak Rosyjski Kościół prawosławny, nie uznało autokefalii naszego Kościoła. Ta odmowa opieki duszpasterskiej jest naruszeniem najbardziej podstawowych praw ludzi wierzących. Jest to całkowicie niezgodne z regułami obowiązującymi w Europie i w całym cywilizowanym świecie.
To może powinni tu przyjechać wasi księża wraz z wiernymi i taką opiekę im zapewnić?
Księża z Prawosławnego Kościoła Ukrainy gotowi są na przyjazd do Polski, ale problem w tym, że muszą mieć pozwolenie ze strony metropolity Sawy, zwierzchnika polskiego prawosławia. Bez jego zgody byłoby to naruszeniem terytorium kanonicznego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Takie prawo obowiązuje wśród Kościołów prawosławnych.
Wystarczy jednak, aby metropolita Sawa powiedział: „Nie mam nic przeciwko temu, aby przyjechał Wasz ksiądz”. Ale Sawa tego nie zrobi, gdyż Moskwa nie uznała kanoniczności Prawosławnego Kościoła Ukrainy, a on się z Rosją solidaryzuje. Do rozwiązania tego problemu potrzebna jest tzw. wola polityczna, ale ze strony metropolity Sawy niestety jej nie ma. A cierpią na tym setki tysięcy wiernych Prawosławnego Kościoła Ukrainy. I to jest straszne, że w europejskim kraju, takim jakim jest Polska, takie rzeczy się dzieją.
Jak więc można ten problem rozwiązać. Czy np. można sobie wyobrazić msze odprawiane przez kapłanów Prawosławnego Kościoła Ukrainy w świątyniach katolickich?
Podejrzewam, że Kościół katolicki nie zgodzi się na użyczenie swych świątyń kapłanom Prawosławnego Kościoła Ukrainy, jeśli np. Sawa zagroziłby zerwaniem wszelkich kontaktów ekumenicznych. Bardzo chciałbym, aby wasi biskupi jednak podjęli dialog z metropolitą Sawą, tłumacząc mu, że wierni naszego Kościoła są to normalni chrześcijanie, którzy mają pełne prawo do zaspokojenia swych potrzeb religijnych. A obowiązkiem każdego Kościoła jest na to zapotrzebowanie wiernych odpowiedzieć.
A jeśli chodzi o to, gdzie by oni odprawiali, jest to sprawa drugorzędna. Najlepiej gdyby była to cerkiew prawosławna, ale może być to Kościół katolicki, czy inne miejsce.
A jak jest dziś, gdzie Wasi wierni chodzą w Polsce na mszę?
Na obecną chwilę duża część z nich chodzi do kościołów rzymskokatolickich. Nasz wierny - jeśli nie ma w okolicy własnego kościoła czy duszpasterza - może iść do kościoła katolickiego. Także może wyspowiadać się tam i przyjąć komunię św. Ale to nie wystarczy. To są ludzie, głównie kobiety i dzieci, które przeżyły wielką traumę. Niezbędny jest im duszpasterz, który mówi w ich języku, i doświadczył tego samego, czyli wie, co oznaczają bomby spadające na dom.
***
Ks. Siergiej Dmitriew jest szefem organizacji charytatywnej Eleos Prawosławnego Kościoła Ukrainy, a także kapelanem ukraińskiej armii.