Myśl wyrachowana: Nie wystarczy do świątyni chodzić, trzeba nią być.
Chodzę z Panem Jezusem do domu opieki. Niedawno zmarł tam blisko stuletni pan, któremu przynosiłem Komunię do pokoju. Wzruszał mnie swoim zachowaniem. Gdy wchodziłem, zdejmował maskę tlenową i na ile potrafił, próbował się podnieść. Następnie mówił: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku mego, ale powiedz tylko słowo…”.
Z początku nieco bawiło mnie sformułowanie „przybytek”, ale potem dotarło do mnie, że to dobrze oddaje prawdę wyrażoną przez św. Pawła: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego?” (1 Kor 6,19).
No właśnie, nie bardzo wiemy. A może i nie chcemy wiedzieć. Jako Boży przybytek powinniśmy zachowywać się godnie, a my szaraczki jesteśmy, niegodniśmy, niegodni. Od rzeczy godnych mamy zawodowców: księży, zakonników i zakonnice. To są świątynie na etacie, niech robią, co do nich należy, niech wyrabiają klękogodziny, niech kadzą, kropią i dają świadectwo. A my dlatego się nazywamy świeccy, że zadajemy się z tym światem. Obcujemy z brudem, zajmujemy się przyziemnymi rzeczami, więc wara nam od bliskości z Jezusem. Dotknąć Go możemy tylko myślą, ale ciałem w żadnym wypadku.
Co tam, że Kościół pozwala. My swoje wiemy. Na przykład na temat nadzwyczajnych szafarzy Komunii św. Krążą o nich po sieci ciekawe opowiastki. „Jak otwarli trumnę szafarza, to miał ręce upalone do łokci” – przeczytałem niedawno. Podobno ktoś miał objawienie, że on teraz wyje w piekle, a biskup, który go ustanowił w posłudze, ma w czyśćcu przerąbane. Interesująca jest argumentacja towarzysząca takim historiom: bo ksiądz ma poświęcone ręce, więc może, a świecki szafarz swoimi rękami „obmacuje żonę”, więc mu nie wolno.
Jaką trzeba mieć pogardę do ludzkiego ciała, żeby takie rzeczy gadać. Jakie trzeba mieć pojęcie o godności pożycia małżeńskiego, jakie wyobrażenie o Jezusie. To jakiś pokutujący wciąż manicheizm, który wmawia ludziom, że dusza jest uwięziona w materii i trzeba uwolnić się od cielesności, żeby być zbawionym. Ludzkie ciało w tej koncepcji nie jest świątynią Boga, lecz w najlepszym razie przykościelnym WC.
Nie ma to nic wspólnego z Ewangelią ani z nauczaniem Kościoła. Papież św. Leon Wielki (V w.), wołał do wiernych: „Poznaj swoją godność, chrześcijaninie! (…) Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem!”.
W tym rzecz – to świadomość otrzymanej godności motywuje nas do godnego życia, a nie fałszywa pokora, która utrzymuje ludzi w poczuciu wygodnej niegodności. Wygodnej, bo skoro ja taki „niegodny”, to wymagać ode mnie za wiele nie można. •
Franciszek Kucharczak